Janusz Laskowski: Dopiero od niedawna zarabia na swoich piosenkach... Wiele razy go oszukano!
Janusz Laskowski, któremu na początku lat 60. ubiegłego wieku sławę przyniosły przeboje „Beata z Albatrosa” i „Żółty jesienny liść”, bardzo długo nie dostawał tantiem za swoje piosenki... Na jego hitach majątki zbijali inni!
Choć Janusz Laskowski ma już 75 lat, ani myśli o emeryturze.
"Jestem, jestem... Cały czas jestem i komponuję nowe piosenki. Do zobaczenia na koncertach" - napisał niedawno w mediach społecznościowych i dodał, że ma nadzieję, iż latem będzie już mógł spotkać się ze swoimi fanami.
Janusz Laskowski nie kryje, że kiedyś, gdy zaczynał karierę, rzucano mu kłody pod nogi. Ludzie chcący sprawować dyktat w polskim show-biznesie utrudniali mu dotarcie do szerokiej publiczności, bo wydawał się im zbyt... jarmarczny.
"Moich piosenek nie było ani w radiu, ani w telewizji, a i tak śpiewali je wszyscy" - mówi dziś, wspominając czasy, gdy pocztówka grająca z "Beatą z Albatrosa" (posłuchaj!) sprzedawana była na bazarach w całej Polsce i rozchodziła się jak świeże bułeczki.
"Nic z tego nie miałem, bo nie zastrzegłem w porę praw autorskich. Gdybym wtedy za każdą sprzedaną pocztówkę z "Beatą" dostał pięćdziesiąt groszy, miałbym... miliony!" - twierdzi Janusz Laskowski i dodaje, że dzięki jego piosence dorobiła się właścicielka malutkiej wytwórni pocztówek dźwiękowych z Augustowa.
Sukces "Beaty z Albatrosa" sprawił, że Janusz postanowił założyć zespół "Dacyty".
"Ich twórczość trafiła natychmiast na targowiska. Tyle, że bez tantiem. Ale nazwisko Laskowskiego stało się znane i zaczęło docierać do uszu profesjonalistów" - pisze w "Gwiazdozbiorze estrady polskiej" Witold Filler.
Fakt, że długowłosy chłopak z białostockich przedmieść komponujący i wykonujący melodyjne ballady zyskał popularność, o jakiej marzy każdy artysta, nie robił na tzw. środowisku żadnego wrażenia. Janusz latami bojkotowany był przez tekściarzy. Nikt nie chciał dla niego pisać i nikt nie chciał z nim współpracować.
Jednym z najbardziej nieprzychylnych mu krytyków był Ryszard Ulicki, który na łamach "Głosu Pomorza" zmiażdżył w recenzji pierwszą płytę Laskowskiego.
"Zmieniłem o nim zdanie, gdy zobaczyłem go na koncercie. Kiedy wsłuchałem się w to, co się działo na sali, kiedy widziałem, jak reagowała publiczność i jaki on miał stosunek do publiczności, chciałem się z nim spotkać i jakoś odrobić to, co zrobiłem, jakoś go przeprosić za to, co mówiłem i pisałem o jego twórczości" - wspominał Ulicki w rozmowie z "Angorą".
Ryszard Ulicki w ramach przeprosin podarował Laskowskiemu tekst "Kolorowe jarmarki" (sprawdź!), do którego muzykę Janusz skomponował później, jadąc pociągiem z Koszalina do Białegostoku. Wkrótce potem Ryszard Poznakowski zarekomendował piosenkę i jej wykonawcę dyrektorowi artystycznemu festiwalu opolskiego, Jonaszowi Kofcie.
W 1977 roku - niemal dokładnie w 15. rocznicę premiery "Beaty z Albatrosa" - Janusz Laskowski wystąpił w Opolu i... rozkochał w sobie publiczność. Niestety, nie spodobał się jurorom, a zwłaszcza Andrzejowi "Ibisowi" Wróblewskiemu, który po występie pokazał piosenkarzowi tabliczkę z cyfrą zero...
Stojąca wtedy za kulisami Maryla Rodowicz była tym werdyktem oburzona, a że właśnie szukała piosenki, którą mogłaby zaprezentować w Sopocie, zwróciła się do Janusza, by "wypożyczył" jej swoją kompozycję.
"Trochę mnie tylko raziła zbytnia prostota tekstu. Zadzwoniłam do Jonasza Kofty. Dopisał jedną zwrotkę, a ja nakłamałam autorom, że to ja. Specjalnie się nie denerwowali, bo zwrotka była piękna" - napisała Maryla w swej autobiografii "Niech żyje bal".
Występ Maryli Rodowicz na Festiwalu Piosenki Interwizji w Sopocie w 1977 roku był wielkim wydarzeniem.
"Rozgłośnie telewizyjne - od Berlina przez Pragę po Moskwę - dały mi maksymalną liczbę punktów. Nagroda, którą był maluch, trafiła w moje ręce. Była to nagroda publiczności Interwizji" - wspomina piosenkarka.
Tydzień później "Kolorowe jarmarki" były na szczytach list przebojów we wszystkich państwach socjalistycznej Europy, a Walery Leontiew, który nagrał rosyjską wersję hitu, dorobił się na "Raznocwietnych jarmarkach" milionów!
Janusz Laskowski i Ryszard Ulicki za swoje honorarium autorskie wypłacone w rublach mogli kupić jedynie... po telewizorze Rubin.
Maryla Rodowicz wiele razy słyszała zarzut, że "ukradła" piosenkę koledze po fachu. Kilka lat temu opublikowała na stronie "MarylaPress.pl" oświadczenie, z którego wynika, że nie zarobiła na "Kolorowych jarmarkach" ani grosza!
"To kompozycja Laskowskiego. On na niej zarabia. Wynagrodzenie z ZAiKS-u dostaje on, a nie ja" - stwierdziła.
Janusz Laskowski dopiero jednak od niedawna zarabia na swoich piosenkach. Żartuje, że najpierw majątki na jego utworach zbili inni, ale w końcu przyszła pora i na niego. Dziś każdą swoją nową piosenkę rejestruje w ZAiKS-ie, by - jak to było w przypadku "Beaty z Albatrosa" - nie spóźnić się z zastrzeżeniem praw autorskich.