Janusz Panasewicz dzięki nowej miłości zrezygnował z narkotyków: Poza żyłą brałem wszystko
Gdy na drodze Janusza Panasewicza (61 l.) pojawiła się Ewa, życie pełne uciech i używek odeszło w zapomnienie. Jak drobnej blondynce udało się ujarzmić wiecznego lekkoducha?
Jeszcze kilka lat temu lider zespołu Lady Pank był czołowym skandalistą polskiego show-biznesu. Przez 40 lat muzycznej kariery nie oszczędzał się, nie unikał alkoholu i narkotyków. To już przeszłość. Po dawnym rockandrollowowym życiu nie ma już śladu, bo niepokorny gwiazdor wreszcie dojrzał do bycia ojcem.
Jako młody chłopak próbował zbudować swoją przyszłość u boku Bogusławy Ossowskiej. Zwieńczeniem płomiennego uczucia był ślub. - Kiedy urodził się Wojtek, miałem 20 lat i wtedy z tym swoim tacierzyństwem nie radziłem sobie wzorowo. Graliśmy non stop, nie było nas miesiącami - wspomina Panasewicz.
W końcu rozstał się z matką Wojtka. Jako singiel znów czuł się wolny, mógł żyć według własnych zasad, bawić się jak chciał. - W dawnych czasach rano waliłem łychę i "jechałem koncercik" - przyznaje. Eksperymentował też z narkotykami. - Poza żyłą chyba wszystko - wyjawia w magazynie dla mężczyzn.
Kiedy na jego drodze pojawiła się Ewa, hulaszczy tryb życia zszedł na dalszy plan. - To z nią przetrwałem krytyczne dwa lata, po których rozpadał się każdy mój związek - mówi lider Lady Pank. Mimo powracających co pewien czas plotek o nieślubnym synu muzyka mieszkającym w Ameryce (wokalista nigdy ich nie potwierdził), tworzą udany duet. Dochowali się synów: Julka i Bruna (10 l.).
- Gdy okazało się, że Ewa spodziewa się bliźniaków, byłem przerażony, nie miałem pojęcia, co to będzie. Czy w moim wieku poradzę sobie z tym wszystkim. Kiedy się urodziły w siódmym miesiącu ciąży, nastąpiło przełamanie - dodaje. Dobrze pamięta moment, gdy wziął Bruna na ręce i zafascynowany grą Barcelony, powiedział do niego: "Ty mój Ronaldinho". To były prorocze słowa, bo Bruno należy dziś do klubu i fantastycznie gra w piłkę nożną.
Z kolei wyższego i spokojniejszego Julka pasjonują przedmioty ścisłe, a także tenis i windsurfing. Artysta przyznaje, że dzieci bardzo go wyciszyły. Udało im się stworzyć niezwykłą więź, bo tym razem inaczej podszedł do roli ojca: nosił na rękach, kąpał, przewijał.
- Miałem czas, bo koncertowałem tylko w weekendy, więc siedziałem z dziećmi w domu. Jakoś się w to wkręciłem. Stało się to dla mnie bardzo przyjemne - opowiada.
To dla nich i dla ukochanej wyprowadził się z centrum stolicy, gdzie mieszkał przez lata, pod Warszawę. Wtedy wszystko zmieniło się diametralnie. - W tej chwili prowadzę inne życie. Mam las obok domu, zacząłem jeździć rowerem - wyznaje Panas.
Nie żałuje tej decyzji, choć przyznaje, że kiedyś nie wyobrażał sobie, by mógł tu zamieszkać. - Pamiętam, że kiedy jeszcze nie mieszkałem z Ewą, tylko ją odwiedzałem, za każdym razem mówiłem: "Jezu, co to w ogóle jest?! Bramy, zakazy wjazdu, ochrona.
Metamorfozę, którą przeszedł, zawdzięcza swojej partnerce, kobiecie stanowczej, twardo stąpającej po ziemi. I choć dawne przyzwyczajenia czasami jeszcze go kuszą, walczy ze swoimi słabościami. Nie chce zawieść ukochanej, bo bardzo mu na niej zależy. Poza tym czuje się odpowiedzialny za synów. Kiedyś postanowił sobie, że nie zmarnuje ani jednego dnia z ich życia. I konsekwentnie realizuje swój plan.