Jarosław Jakimowicz martwi się o siebie i rodzinę. Mimo to zapowiada zaciekłą walkę
Jarosławowi Jakimowiczowi (54 l.) dopiero co stanął w samym środku afery związanej z jego zwolnieniem z TVP, a teraz zaskoczył kolejnym niepokojącym wpisem. No cóż, niektórzy powiedzieliby, że są zaskoczeni, ale inni... już raczej przywykli do tego stanu rzeczy.
Jarosław Jakimowicz po zakończeniu współpracy z TVP zaczął ostentacyjnie komentować poczynania byłego pracodawcy. Uderzył m.in. w wiceszefa TAI Samuela Pereirę, jego przełożonego oraz nawet ekranową partnerkę, Agnieszkę Oszczyk. Nie wstydził się ujawniania kulis prywatnych konwersacji, atakowania personalnie i udostępniania dokładnych zapisy rozmów.
Czy takie zachowanie spotkało się z konsekwencjami? Na to wygląda, ponieważ w poniedziałek Jakimowicz stwierdził, że jemu oraz bliskim może grozić niebezpieczeństwo. Zaskakujące słowa szybko spotkały się z zainteresowaniem ludzi.
"To, co w najbliższym czasie wydarzy się wokół mojej osoby, rodziny może być straszne. Bronię, broniłem i będę bronił Polski i wartości chrześcijańskich. Żadna inna nacja ani orientacja nie będzie włazić nam na łeb. Będzie manipulacja, kłamstwa i inne parszywe zagrywki, z których słynie tamta strona" - napisał Jakimowicz.
Ponadto były prezenter TVN, który przegrał w sądzie ze wspomnianym wcześniej wiceszefem TAI oraz jego przełożonym, rzucił tajemnicze zdanie, mogące wyjaśniać skąd dokładnie przyjdą "parszywe zagrywki".
"Pewnie zaraz wydarzą się rzeczy straszne i spróbują mi zamknąć raz na zawsze usta, ale ja nie jestem sam i będą osoby, które pociągną temat" - napisał.
Pytanie tylko, o czyim wsparciu mówi Jarosław Jakimowicz. Nie da się ukryć, że mało kto staje po stronie prezentera zwolnionego za "nieprzyzwoite zachowanie". Nawet wspomniana już Agnieszka Oszczyk, ekranowa partnerka Jarosława, nie zostawiła na nim suchej nitki.
"Nie kolegowałam się z Jarkiem, mówiliśmy zupełnie innymi językami zarówno na antenie, jak i poza nią. Poza programem nie mieliśmy kontaktu. W trakcie wspólnej pracy nie miałam jednak problemu z tym, by mówić mu, co mi się nie podoba" - powiedziała jakieś czas temu Agnieszka Oszczyk w rozmowie z "Faktem".
Prezenter nie potrafił przejść obojętnie obok takiej "zniewagi". Na swoim zapasowym koncie na Instagramie (po kolejnym banie za łamanie standardów społeczności, a jakże inaczej) napisał:
"Jeżeli państwo mają ochotę babrać się w błocie, to służę, mam kilka wiaderek". Jarek Jakimowicz równocześnie upublicznił zrzuty ekranu ze swoich rozmów z Agnieszką Oszczyk.
"Teksty na biało jej, zielone moje. Oszczyk pisze mi, gdzie jest, kiedy wyjeżdża do Gdańska. Piszemy o kontakcie z Panią Frąckowiak, z którą chciałem, żeby Agnieszka zrobiła wywiad, o materiale z przekopu, który chciałem, żeby zrobiła. O tym, że ma czas wreszcie z rodziną itd. Inne języki?" - opisał załączone zrzuty ekranu.
Szybko spotkał się z krytyką, że prywatne wiadomości powinny pozostać w strefie prywatnej.
"Nagrywaliście kiedyś kogoś przez telefon albo posługiwaliście się nagraniami przez kogoś podstępnie nagranymi? No właśnie, ale Oszczyk nie miała z tym problemu, to ja nie widzę problemu w upublicznieniu kilku screenów" - tłumaczył swoje zachowanie.
Czytaj też:
Brzozowski zmierzył się w TVP z legendą i srogo poległ. Liroy był bezlitosny
Poruszające wieści z TVP. Jakimowicz grozi szefom "piekłem". Wiemy, o co go oskarżono
Kontrowersje wokół Jarosława Jakimowicza. Co skrywają złożone skargi do TVP?