Reklama
Reklama

Jarosław Kret otwarcie to wyznał. Znienacka przyznał się do wszystkiego, wiedzieli nieliczni

Jarosław Kret udzielił właśnie nowego wywiadu, w którym postawił na nie lada szczerość. Słynny pogodynek i były partner Beaty Tadli, którą zostawił bez jej wiedzy, ogłaszając rozstanie w mediach za jej plecami, tym razem ujawnił coś równie zaskakującego. O tym do teraz wiedzieli tylko nieliczni.

Jarosław Kret to jeden z bardziej rozpoznawalnych pogodynków w kraju. Faktu tego nie doceniła TVP, która w 2016 roku postanowiła zwolnić go z pracy. Na szczęście mógł w tamtych chwilach liczyć na wsparcie ukochanej Beaty Tadli, z którą był wówczas w związku. 

O rozstaniu Kreta i Tadli huczało miesiącami

W 2018 doszło jednak do ich nagłego i niespodziewanego - nawet dla samej Beaty - rozstania. Ta dowiedziała się bowiem o tym z mediów po jednym z odcinków "Tańca z gwiazdami". Okazało się, że gdy Tadla pląsała na parkiecie, jej luby zwierzył się tabloidom, że ją zostawił. 

Reklama

Zrobiła się niezła afera, o której głośno było jeszcze bardzo długo. Nie dało się nie zauważyć, że wówczas kariera Jarka nieco przystopowała. 

W najnowszym wywiadzie dla Plejady pogodynek, który od niedawna znów pracuje w TVP, zwierzył się z czegoś bardzo zaskakującego. Wrócił bowiem wspomnieniami do swojego zwolnienia z Woronicza w 2016 roku, czego nie wspomina najlepiej.  

"Zupełnie się tego nie spodziewałem. (...) Gdy się o tym dowiedziałem, zadzwoniłem do kierowniczki pogody z prośbą o wyjaśnienia. Ona stwierdziła, że do jej zadań nie należy informowanie mnie o zakończeniu współpracy, że powinien to zrobić dyrektor. Ale nie zrobił. 'Przyjdź i zabierz swoje rzeczy, bo zaraz nie będzie ci działała przepustka i już tu nie wejdziesz' – usłyszałem w słuchawce. Dokładnie następnego dnia miałem świętować 15-lecie pracy jako prezenter pogody. Nie miałem pojęcia, czym zasłużyłem sobie na takie podziękowanie. Później połączyłem ze sobą kropki i zorientowałem się, że zaplanowano to w perfidny sposób. 29 czerwca po raz ostatni prowadziłem prognozę pogody po 'Wiadomościach'. Dopiero następnego dnia opublikowano grafik na lipiec, mimo że zawsze pojawiał się wcześniej. Wszystko po to, żebym przypadkiem nie chlapnął czegoś na antenie i nie mógł pożegnać się z widzami" - wyżalił się Plejadzie Jarosław Kret. 

Potem wyjawił, że do stacji mógł wrócić już znacznie wcześniej, bowiem w 2018 roku upomniał się o niego ponoć sam Jacek Kurski. Dostał wówczas telefon z TVP z prośbą o spotkanie. Jak dziś twierdzi, szybko jednak wyczuł pismo nosem. 

Kret chwali się, że odmówił Kurskiemu

"Gdy zadzwoniono do mnie z sekretariatu Kurskiego i zaproszono na spotkanie z Jarosławem Olechowskim, szefem Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, mocno się zdziwiłem. Stwierdziłem jednak, że nie mam nic do stracenia. Zakładałem, że nawet gdy dostanę jakąś propozycję, to i tak jej nie przyjmę, ale porozmawiać zawsze można. Okazało się, że panowie z TVP mają na mnie pomysł. Chcą głośno obwieścić mój powrót i powierzyć mi prowadzenie porannego pasma publicystycznego. Zaczęto roztaczać przede mną wielkie wizje. Doskonale wiedziałem, o co chodzi" - wspomina. 

Kret nie zgodził się wówczas, bo nie chciał zostać kolejną twarzą firmującą to, co wówczas działo się w TVP. Wrócił tam dopiero w połowie stycznia tego roku. 

"Dziś, po dłuuugim czasie „wielkiej smuty” wróciłem do mojego „matecznika”. Wróciłem do TVP Dzis od rana w TVP INFO. Jak ja uwielbiam te poranki. Jest super energia. Jakoś tak wszyscy wokół uśmiechnięci, szczęśliwi, radośni, rozpromienieni. Jest pięknie" - pisał uradowany we wpisie z 15 stycznia. 

Czytaj też:

Doniesienia zza zamkniętych drzwi domu Tadli i męża. Ich rodzina się powiększyła

Tadla efektywnie schudła. Zaczęła specjalistyczne odżywianie

Beata Tadla przerwała milczenie ws. pracy w TVP. "Ludziom się wydaje..."

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Jarosław Kret | Beata Tadla
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy