Jarosław Ziętara: Wiadomo, co stało się z ciałem zabitego dziennikarza. Niebawem sądowy finał
Trzydzieści lat temu - we wrześniu 1992 roku - Polskę obiegła informacja, że znany dziennikarz śledczy Jarosław Ziętara wyszedł z domu do pracy i ślad po nim zaginął. Na co dzień tropił afery gospodarcze i "bardzo dużo wiedział", jak mówili jego koledzy z "Gazety Poznańskiej". Choć po latach został urzędowo uznany za ofiarę zabójstwa na zlecenie, dla poznańskiej policji wciąż jest osobą zaginioną. Proces oskarżonych o udział w porwaniu i zamordowaniu go mężczyzn wciąż się toczy. Mowy końcowe adwokatów zaplanowane są na koniec września...
W czasach, gdy w Poznaniu rodziła się fortuna Jana Kulczyka, a na wielkopolskich salonach brylował biznesmen Aleksander Gawronik, młody dziennikarz "Gazety Poznańskiej" Jarosław Ziętara prowadził kilka dziennikarskich śledztw i rozpracowywał poznańskie afery gospodarcze. 1 września 1992 roku, jak co dzień, wyszedł z domu do redakcji, ale tym razem nie dotarł na miejsce. Przepadł jak kamień w wodę.
"Ziętara kopał zbyt głęboko i poniósł za to najcięższą karę: jak ustaliła prokuratura, został uprowadzony i zamordowany" - twierdzą autorzy wydanej niedawno książki "Dziennikarz, który wiedział za dużo. Dlaczego Jarosław Ziętara musiał zginąć".
Choć od zaginięcia 24-letniego Jarosława Ziętary minęły już trzy dekady, jego sprawa wciąż czeka na rozwiązanie, a pamięć o reporterze rozpracowującym układy biznesmenów z władzą, wciąż jest żywa. W tym roku prezydent Andrzej Duda odznaczył dziennikarza pośmiertnie Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za "wybitne zasługi dla rozwoju niezależnego dziennikarstwa".
Po tym, jak przyjaciele Jarosława Ziętary zgłosili policji jego zniknięcie, śledczy skierowani do zbadania sprawy w ogóle nie brali pod uwagę uprowadzenia i zabójstwa. Uznano, że dziennikarz albo wybrał się w góry, albo poleciał do Anglii, albo... popełnił samobójstwo. Kilkanaście miesięcy trwało, zanim w końcu jeden z prokuratorów - Jacek Tylewicz - zasugerował swym przełożonym, że Ziętara mógł zostać porwany i zabity, bo wiedział za dużo i pracował nad materiałem, który z pewnością zatrząsłby poznańskim światem biznesu i wielkopolskim półświatkiem.
W "nagrodę" prokuratora Tylewicza przeniesiono "na inny odcinek", a jego następca sprawę umorzył. Wrócono do niej kilka lat później. Dopiero niedawno na jaw wyszło, że Ziętarę - tuż przed jego tajemniczym zniknięciem - próbowano uciszyć, proponując posadę w Urzędzie Ochrony Państwa. Odmówił...
W 1998 roku prokuratura w Poznaniu uznała, że Jarosława Ziętarę jednak uprowadzono i zamordowano. Dziennikarz został oficjalnie uznany za zmarłego, ale ponieważ nie znaleziono jego zwłok, śledztwo po raz kolejny umorzono.
Wiadomo, że dziennikarz zajmował się przed śmiercią przekrętami, do jakich dochodziło w największym krajowym holdingu początków transformacji ustrojowej w Polsce - w poznańskim Elektromisie założonym przez późniejszego twórcę marek Biedronka, Żabka, Elektromis i Eurocash.
W 2011 roku redaktorzy naczelni największych polskich gazet napisali list do premiera Donalda Tuska, w którym zaapelowali o odtajnienie informacji dotyczących Ziętary oraz o wznowienie umorzonego dwanaście lat wcześniej śledztwa. W styczniu 2012 roku ówczesny prokurator generalny polecił swym podwładnym, by ponownie zajęli się sprawą. Tym razem jednak badano ją pod kątem... zabójstwa.
W 2012 roku - w dwudziestą rocznicę zaginięcia Jarosława Ziętary - śledczym z policyjnego Archiwum X udało się ustalić, że reporter zginął w makabrycznych okolicznościach. Według najbardziej prawdopodobnej wersji ludzie, którzy porwali go sprzed jego domu, przez kilka dni więzili go i torturowali, by w końcu wbić mu nóż w serce... Zwłoki dziennikarza miały być rozczłonkowane i częściowo rozpuszczone w kwasie, a częściowo zakopane w lesie po uprzednim spryskaniu ich środkiem odstraszającym zwierzęta. Ustalono też, że zabójstwo Ziętary było morderstwem na zlecenie, a o podżeganie do zbrodni oskarżono senatora Aleksandra Gawronika.
Z akt toczącej się przez kilka lat przed Sądem Okręgowym w Poznaniu sprawy wynika, że Gawronika posądzano o "nakłanianie pracowników ochrony firmy Elektromis do porwania, pozbawienia wolności, a następnie zabójstwa Jarosława Ziętary".
Prokurator w mowie końcowej wniósł o uznanie byłego senatora winnym i skazanie go na karę 25 lat pozbawienia wolności. W lutym 2022 roku poznański Sąd Okręgowy uniewinnił jednak Gawronika od zarzucanych mu czynów, uznając rację obrony, że biznesmen nie miał żadnego motywu, by podżegać do zabójstwa Ziętary, a zeznania kluczowych świadków oskarżenia nie są wiarygodne.
Uniewinnienie Aleksandra Gawronika nie zamknęło sprawy. Wciąż toczy się proces przeciwko dwóm byłym ochroniarzom Elektromisu oskarżonym o uprowadzenie, pozbawienie wolności i udział w zabójstwie Jarosława Ziętary. Mowy końcowe adwokatów "Lali" i "Ryby" są zaplanowane na koniec września...
Zobacz też:
Andrzej Duda korzystał ze ściągi, pisząc kondolencje dla królowej Elżbiety II
Tusk pojechał na wakacje "w poszukiwaniu lepszej przyszłości"
Wiadomo już, czy Harry i Meghan dogadali się z Karolem. Szykuje się "sensacja"