Jerzy Kamas: Przy kim odnalazł upragnione szczęście?
Życie uczuciowego Jerzego Kamasa było pełne zawirowań (†77 l.). Aktor długo szukał "tej jedynej". Po kilku nieudanych związkach i jednym rozwodzie znalazł w końcu szczęście u boku Beaty, z którą doczekał się dwóch synów. To ona była przy nim, gdy najbardziej tego potrzebował...
"Każdy chyba lubi stykać się z przejawami sympatii i życzliwości. Bywa jednak, że staje się to bardzo kłopotliwe. Nie jestem więc pewien, jakie są odczucia widzów, którzy obejrzeli już "Pornografię" Witolda Gombrowicza. Kto wie, czy mijając mnie na ulicy, ktoś nie pomyśli sobie o mnie: ach, to ten stary zbereźnik?" - wyznał kiedyś Jerzy Kamas, znakomity artysta, zapamiętany m.in. z roli Wokulskiego w serialu "Lalka".
Nic nie zapowiadało, że zostanie aktorem. Z Łodzi, gdzie się urodził rok przed wybuchem II wojny światowej, daleko jest do wielkich jezior i rzek. A tym bardziej do morza, a to ono go fascynowało, gdy był nastolatkiem.
Rozpoczął nawet naukę w technikum budowy statków, ale wtedy zobaczył spektakl "Grzesznik bez winy". Sztuka sceniczna zrobiła na nim tak wielkie wrażenie, że od razu po maturze przystąpił do egzaminu w łódzkiej filmówce. Był nieprzygotowany, więc nie zdał.
Mogło go to załamać, ale jednak nie powrócił do morskich marzeń. Przez rok pracował w teatrze, zajmując się suflerką i rekwizytami. Z czasem pozwolono mu stanąć na scenie.
Zadebiutował w 1957 r. w sztuce "Kowal, pieniądze i gwiazdy". Na studia dostał się za drugim podejściem. Szybko dostrzeżono jego talent, dzięki czemu grał coraz częściej i w teatrze, i w telewizji.
Miał aparycję - był przystojny, a do tego ten intrygujący niski głos, którym uwodził nie tylko ze sceny. Kamas podobał się kobietom i o tym wiedział.
Młodszą o trzy lata Ewę Miękus, która tak jak on marzyła o aktorstwie, poznał w czasie studiów. Oboje byli młodzi, myśleli wyłącznie sercem, to miała być ta pierwsza i jedyna miłość na całe życie. Ale po ślubie dotarło do nich, że pobrali się zbyt wcześnie.
Codzienność ich przerosła. Co więcej, rywalizowali ze sobą na polu zawodowym, a że Jerzy szybko zaczął odnosić sukcesy, Ewie było coraz trudniej. On robił karierę nie tylko w teatrze, ale też w telewizji.
Był podporą Teatru TV i czwartkowych widowisk sensacyjnych, czyli popularnej "Kobry". Ewa nie chciała być tylko żoną swojego męża.
- Gdy Kamas przyjął propozycję pracy w Krakowie, a potem w Warszawie, ona została we Wrocławiu. To był definitywny koniec ich małżeństwa - wyznał po latach znajomy z ich kręgu.
Po tej życiowej porażce zdruzgotany Kamas uciekł w pracę.
Jednak jego pociągająca tajemniczość nadal przykuwała uwagę kobiet. Na początku lat 70. grał w Teatrze Ateneum, gdzie szybko stał się ulubionym partnerem dyrektorowej Aleksandry Śląskiej.
Za kulisami plotkowano, że łączy ich gorący romans, zwracając uwagę na różnicę wieku - Śląska była 13 lat starsza od Kamasa. Aktor nie traktował tej relacji poważnie, raczej jako życiową przygodę.
Wkrótce na planie Teatru Telewizji poznał młodą Wiesławę Niemyską i zakochał się w niej bez pamięci. Wszystko zaczęło się na scenie. On grał Don Juana, legendarnego uwodziciela, a ona - jedną ze zdobywanych przez niego kobiet.
Okazało się, że po pracy uwodzenie trwało nadal i tak zostali parą. Gorące uczucie chłodziły jednak plotki, jakie docierały do aktorki o relacjach Jerzego ze Śląską. Nie chciała się z nikim dzielić swoim mężczyzną. Pragnęła dla siebie bezpieczeństwa, którego on nie umiał jej zapewnić.
- Trudno zdefiniować pojęcie szczęścia. Dla mnie jest chwilą. Przecież nawet wówczas, gdy czujemy się szczęśliwi, zaczynamy mieć wątpliwości, czy rzeczywiście tak nam dobrze - wyznał kiedyś Kamas.
Jednak burzliwy związek i rozstanie nie skłóciły byłych kochanków na zawsze. Zdarzało się, że grali jeszcze razem na scenie, nie żywiąc do siebie niechęci. Zresztą ona poślubiła wkrótce pewnego naukowca, a on Beatę - miłość swojego życia.
Była o 15 lat młodsza od niego, ale wykazywała się dużą dojrzałością. Potrafiła poświęcić wszystko domowi, rodzinie, wychowaniu synów - Karola i Pawła. Stabilizacja w życiu prywatnym szła w parze z jego pracą.
Chociaż był uznanym aktorem, nie miał w sobie nic z gwiazdora. Nie starał się nigdy wybijać na pierwszy plan i przyćmiewać partnerów swoją grą. Rozważnie wybierał też role.
- Lubię mieć przekonanie do postaci, którą gram, wierzyć w sens jej zaistnienia na scenie - mówił.
Ale od początku lat 90. rzadziej pojawiał się na ekranie. Nie potrafił się odnaleźć w nowej rzeczywistości, kiedy w Polsce zaczął się rodzić show-biznes.
Bardzo przeżywał, że zaczyna liczyć się blichtr, a nie prawdziwa sztuka. Do tego doszła straszna choroba. Lekarze zdiagnozowali u niego raka jelita.
- Niknie w oczach, cierpi, ale nie poddaje się, bo wie, że jest żonie potrzebny. Modlimy się za niego - mówił znajomy aktora.
Jednak w końcu śmierć zebrała swoje żniwo. Zmarł pięć lat temu, 23 sierpnia. Jego śmierć poruszyła całe środowisko.
Beata Tyszkiewicz tak go wspominała:"Niezwykle przystojny mężczyzna. Kiedy widziałam, jak oni z Małgosią pięknie tańczą w "Lalce", to za każdym razem powtarzałam, że gdyby Jerzy grał ze mną, to skończyłoby się to małżeństwem. Chyba bym mu uległa...".
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: