Reklama
Reklama

Jerzy Nasierowski: Tą zbrodnią żyła cała Polska

Choć do wrześniowej premiery spektaklu "Dogville" na podstawie słynnego filmu Larsa von Triera w warszawskim Teatrze Syrena zostało jeszcze sporo czasu, o sztuce już jest głośno. Wszystko za sprawą Jerzego Nasierowskiego (83 l.), którego uczucie do jednego z młodych kochanków zaprowadziło do więziennej celi.

Niezwykła uroda, przypominająca połączenie Jamesa Deana i Davida Bowie, sprawiła, że Jerzy - aktor i brat słynnej fotografki Zofii Nasierowskiej - nie mógł opędzić się od kobiet, które podrzucały mu do garderoby liściki, proponując miłosne schadzki. 

Artystyczna bohema Warszawy wiedziała jednak, że ma partnera. Był nim Mieczysław Gajda, który użyczył głosu Ważniakowi ze "Smerfów". Starszy o rok Gajda kochał go ponad wszystko. Dla Nasierowskiego rozstał się z żoną i by zatrzymać ukochanego przy sobie, zapewniał mu życie ponad stan.

Po 14 latach Jerzy porzucił letnie ciepełko dla wichrów namiętności. Zakochał się bez pamięci w 16-letnim hydrauliku Andrzeju Rukuszewiczu. - Wydawał mi się prymitywnym zwierzątkiem, nieufnym do wszystkich i do wszystkiego. Od początku czułem potrzebę otoczenia go dobrocią i serdecznością. Łączyło się to z wielkim do niego pociągiem seksualnym - opowiada Nasierowski.

Reklama

Szybko okazało się, że chłopak żyje z włamań do domów bogaczy i okradania ich. A że Jerzy znał takie zamożne rodziny, to kochankowi udało się namówić go do współpracy. Tak narodził się złodziejski duet.

- W owym czasie byłem sławnym i bogatym człowiekiem. Miałem galerię sztuki, w której znajdowały się obrazy malarstwa polskiego, rosyjska porcelana czy afgańskie dywany z XVIII w. Z miłości chodziłem razem z nim, ale bynajmniej nie kradłem dla zysku - wyjaśnia artysta.

Szczęście przez długi czas im sprzyjało, być może dlatego, że Nasierowski bardzo skrupulatnie planował każdą akcję. Pewnego razu coś jednak poszło nie tak. - Mój chłopak wybrał się beze mnie wraz z kompanem, którego nie znałem. Zakneblowali staruszkę tak mocno, że się udusiła - opowiedział aktor podczas śledztwa.

5 października 1973 r., po kilkutygodniowym procesie, Andrzej Rukuszewicz i Jerzy Nasierowski otrzymali kary 25 lat pozbawienia wolności, wspólnik Andrzeja - 15 lat.

Przeżył dzięki dyplomacji

Czas za kratkami był dla aktora szczególnie trudny. Znalazł jednak sposób, by utrzymać się przy życiu. - Spojrzałem na towarzystwo tak, jakbym był na przyjęciu u ambasadora, z niczego też się nie tłumaczyłem. Myślę, że uratowało mnie to, że zawsze byłem człowiekiem miłym, ciekawym. Wiedziałem, co to dyplomacja i takt - wspomina Jerzy.

W więziennej celi nie próżnował, zaczął pisać. Jego okrojone przez cenzurę więzienne wspomnienia "Zbrodnia i...", wydane pod pseudonimem Jerzy Trębicki w 1988 r., stały się bestsellerem. Osobiste wstawiennictwo mecenasa książki Romana Bratnego przyczyniło się do przedterminowego zwolnienia Nasierowskiego po 10 latach.

Na wolności artysta grywał sporadycznie, próbował żyć z pisania książek pod własnym nazwiskiem, ale kariery nie zrobił. Od wielu lat utrzymuje się ze skromnej emerytury i pomocy rodziny. To ona opłaca mu czynsz za malutką kawalerkę na warszawskiej Ochocie.

- Żyję dzięki uprzejmości kuzyna milionera z Zachodu - zdradza Jerzy. Dyrektor Teatru Syrena, Wojciech Malajkat, wyciągnął do niego rękę i zaangażował do spektaklu "Dogville". Czy środowisko aktorskie również wybaczy mu dawne winy?

***

Zobacz więcej materiałów o gwiazdach:

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy