Jerzy Połomski w pamięci Szabłowskiej: Wspaniały głos, skromny człowiek
Jerzy Połomski zmarł 14 listopada w warszawskim szpitalu w wieku 89 lat. Ostatnie miesiące życia spędził w Domu Artystów Weteranów w Skolimowie. Nie ma w branży muzycznej osoby, która nie darzyłaby go sympatią i szacunkiem. Jak wspomina Maria Szabłowska, trudno było go nie lubić.
Początki kariery Jerzego Połomskiego sięgają 1956 roku, gdy jako student zaczął nagrywać piosenki dla Polskiego Radia. Jak ujawnia Maria Szabłowska, dziennikarka specjalizująca się w polskiej muzyce rozrywkowej, a prywatnie wieloletnia przyjaciółka Połomskiego, mało brakowało, by jego życie potoczyło się inaczej. Jak wyznała w rozmowie z „Faktem” sam Połomski marzył o karierze aktorskiej. I wtedy wtrącił się los. A właściwie brana muzyczna...
"Jerzy dysponował wspaniałym głosem, unikalnym. On miał być aktorem, ale jak w szkole usłyszano jego głos, to mądrzy ludzie skierowali go na tory piosenki. Ten jego głos, który przez tyle lat brzmiał nam na scenie, w radiu, ten głos bardzo długo zachowywał taką swoją młodzieńczość. Może najlepszym na to dowodem jest, że Seweryn Krajewski i Agnieszka Osiecka napisali dla niego taką piękną piosenkę "Moja młodość”. Rozmawiałam z nim potem i mówię, że tak prawdziwie mi zabrzmiała ta piosenka, a Jerzy na to: "Bo trzeba mieć swoje lata, żeby umieć przekazać te wszystkie uczucia, które autor zawarł w tekście". Teraz, jak myślę o nim, to właśnie ta piosenka mi w głowie brzmi".
Od czasów studenckich Połomski występował nieprzerwanie, chociaż z czasem musiał korzystać z aparatu słuchowego. Jeszcze 4 lata temu zapewniał, że nawet nie myśli o emeryturze. Uwielbiał występy na żywo, a kontakt z publicznością dosłownie go uskrzydlał. Czasem, jak wspominała Szabłowska, towarzyszyły mu obawy, które z reguły okazywały się bezpodstawne:
"Kiedy organizowaliśmy z Krzysztofem Szewczykiem trasę koncertową "Wideoteki dorosłego człowieka", podczas której występowały największe gwiazdy lat 80., zaprosiliśmy Jerzego. A było to już wiele lat po tym, jak odnosił swoje największe sukcesy estradowe. Zadzwoniłam do niego, a on mówi: "Przecież ja zupełnie nie pasuję do tego towarzystwa. To są zupełnie inni ludzi, jak ja tam wystąpię”. Wzbudził niesamowity, nie do uwierzenia aplauz. Potem wieczorem mówił do mnie: "Dziękuję ci bardzo, że mnie włożyłaś w to towarzystwo i ja tam pasuję". Odpowiedziałam mu: "Ty wszędzie pasujesz, bo ty masz piękny repertuar, piękny głos i świetnie śpiewasz. Czego więcej chcieć?".
Chociaż perfekcjonizm Połomskiego był wręcz legendarny, a jego wymagania repertuarowe wysokie, cieszył się ogromnym szacunkiem i sympatią w branży muzycznej. Jak wspomina Szabłowska, był po prostu człowiekiem, który nie zgadzał się na bylejakość:
"Nie cierpiał żadnych chałtur. Jeśli dostał jakąś piosenkę, która mu się nie podobała, której nie cenił, to od razu odmawiał. Jerzy był bardzo wybredny, on nie chciał się śpiewać byle czego. Był trudnym klientem dla autorów i kompozytorów, ale oni to lubili. Nawet jak schodził na śniadanie, to już do końca ubrany, uczesany, wypachniony. Wiedział, że jest osobą publiczną i że powinien się prezentować jak najlepiej".
Niestety, z czasem Połomskiego zaczęły opuszczać siły. Postępująca demencja sprawiła, że zaczął stanowić zagrożenie dla siebie i innych, co skłoniło jego menedżerkę, która przejęła rolę prawnej opiekunki do podjęcia dramatycznej decyzji. Jak ujawniła w rozmowie z Plejadą, po prostu nie było innego wyjścia, a plan przeprowadzki do Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie został zaakceptowany przez samego Połomskiego, gdy znajdował się w lepszej kondycji psychicznej.
Zmarł 14 listopada w warszawskim szpitalu przy ulicy Wołoskiej, w wieku 89 lat. Zostanie zapamiętany jako wybitny artysta, a jednocześnie skromny, powszechnie lubiany człowiek. Jak wspomina Szabłowska, Połomski był osobą o specyficznej aurze, przyciągającej ludzi, chociaż sam najwyraźniej kompletnie nie zdawał sobie z tego sprawy:
"Pamiętam, jak kiedyś w Opolu szłam z nim z hotelu do amfiteatru i po prostu nie było osoby, która by się nie zatrzymała i czegoś do niego nie powiedziała. Czegoś miłego. Do amfiteatru z hotelu idzie się może z 15 minut, ale szliśmy przez to tak długo, że pod koniec Jerzy był już naprawdę zmęczony. Powiedziałam mu, ze wielokrotnie szłam tą trasą z wieloma naprawdę wielkimi gwiazdami, ale nikogo ludzie nie zatrzymywali tak, jak jego. Często mówił: "Po co o tym rozmawiać, trzeba wyjść, zaśpiewać, zejść i tyle". Jakby chciał umniejszyć swoją rolę".
Zobacz też:
Piaseczny żegna Połomskiego. Poruszające słowa: "Do zobaczenia, Mistrzu!"
Jerzy Połomski nie żyje. Podano nieoficjalną przyczynę śmierci