Reklama
Reklama

Jerzy Zelnik nie chce już kochać

W odróżnieniu od wdowców, którzy szukają pocieszenia w nowym związku, Jerzy Zelnik (71 l.) nie pragnie już damskiego towarzystwa. A przecież miał zawsze wielkie powodzenie u płci pięknej.

To była już trzecia Wigilia, gdy przy świątecznym stole zabrakło jego żony Urszuli (†62 l.). Dzieląc się opłatkiem z synem Mateuszem, synową i trojgiem wnuków, Jerzy Zelnik, z rozrzewnieniem spoglądał na puste miejsce, które przez 45 lat zajmowała kobieta jego życia. Choć znajomi radzą aktorowi, by nie zamykał serca na miłość, on twierdzi, że nie chce już kochać. - Nie mam zamiaru z nikim się wiązać. Nie interesują mnie inne kobiety, nowe związki. Czekam tylko na moją Urszulę, na spotkanie z nią po tamtej stronie - wyznał.

Z Urszulą poznali się w 1968 r. Ona chodziła do ostatniej klasy Państwowego Liceum Techniki Teatralnej i korzystała z biblioteki w sąsiadującej z jej szkołą Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, do której uczęszczał gwiazdor "Faraona".

Reklama

- Moją uwagę przykuła absolutnie zjawiskowa dziewczyna. Włosy - ciemny kasztan, oczy błękitne jak dwa jeziora, wspaniałe nogi w ażurowych pończoszkach, bardzo wtedy modnych. Przeszła obok, nie zwracając na mnie uwagi, a ja aż zaniemówiłem - wspomina gwiazdor w autobiografii "Szczerze nie tylko o sobie".

Urodziwa licealistka odwzajemniła jego fascynację, ale uczucie, które ich połączyło było burzliwe. Nieplanowana ciąża Urszuli skończyła się decyzją zakochanych o aborcji. Niebawem ich związek rozpadł się, a Jerzy wyjechał z Warszawy, by podjąć pracę w teatrze w Krakowie. Tymczasem o względy Urszuli zaczął zabiegać wicedyrektor Fiata, Franco Rosso, bardzo majętny Włoch... Na wieść, że może stracić Urszulę, Jerzy oświadczył się jej i został przyjęty. - Postawiła mi jeden warunek: ślub musi być w kościele - wspomina aktor.

By spełnić pragnienie ukochanej, musiał przejść przyspieszony kurs katolicyzmu. Przyjął chrzest, komunię i bierzmowanie. To dzięki żonie zbliżył się do Boga. Od lat otwarcie mówi o swojej wierze, ale i przyznaje się do życiowych błędów. - Moja nieopanowana, młodzieńcza namiętność kilkakrotnie skłoniła mnie do złamania przysięgi wierności. To były przelotne kryzysy. Nie miałem wątpliwości, że Urszulka była moją miłością, która - jak latarnia morska - pokazywała mi drogę do domu, do tego, co naprawdę ważne - podkreśla aktor.

Choroba żony, która w 2011 r. doznała wylewu krwi do mózgu i została sparaliżowana, była sprawdzianem jego uczuć. By opiekować się nią, zrezygnował z pracy w teatrze. Gdy Urszula zmarła, aktor znalazł pocieszenie w wierze. - Pan Bóg, odbierając mi ukochaną żonę, dał mi równocześnie cel i nadzieję. Uświadomiłem sobie, że teraz to ja jestem spoiwem naszej rodziny, że muszę przejąć obowiązki Urszulki - twierdzi gwiazdor. Jego miłość do żony jest silniejsza niż śmierć.

***

Już dziś możesz wesprzeć WOŚP! Czekamy na Ciebie na www.pomagam.interia.pl

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Jerzy Zelnik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy