Jeszcze niedawno skakali sobie do gardeł. A teraz taki zwrot akcji u Richardson i Zamachowskiego
Monika Richardson po bolesnym rozstaniu ze Zbigniewem Zamachowskim, którego kochała do szaleństwa, nie mówiła o nim w zbyt przyjazny sposób. Ostatnio zrobiła jednak pewien wyjątek i publicznie przyznała, że „wyciągnęła do niego rękę” i doprowadziła do przełomu w ich relacji. Niebywałe, jak im się układa!
Monika Richardson w ostatnim wywiadzie uchyliła rąbka tajemnicy w sprawie jej relacji z byłym ukochanym Zbigniewem Zamachowskim. Choć para miała swoje wzloty i upadki, lżejsze i cięższe chwile po rozstaniu, teraz pozostaje w poprawnych stosunkach, które można określić nawet mianem przyjacielskich.
"Bardzo dobrze. Może się nie widujemy, ale jesteśmy na gorącej linii telefonicznej. Rozmawiamy o życiu, o pogodzie, różnych ważnych sprawach. Jest ok między nami" - przyznała w rozmowie z Jastrząb Post.
j
Okazuje się, że naprawienie wspólnych relacji nie należało do łatwych zadań. Monika postanowiła jednak skupić się na wyprowadzeniu pewnych spraw na prostą i skupiła się na swoich emocjach. Zdecydowała, że te negatywne warto wyeliminować z życia.
"Trochę nad tym pracuję, żeby tak było. Żeby nie było żadnych negatywnych emocji, kwasów między mną, a kimkolwiek w życiu. Nie lubię takich relacji zawieszonych, że coś poszło nie tak i tak to zostawiamy, więc pracuję nad tym, ale oczywiście, do tanga trzeba dwojga, więc cieszę się, że jest otwartość również z drugiej strony" - dodała.
Na pytanie o to, które z byłych małżonków pierwsze spróbowało pojednania i wyciągnęło rękę w stronę drugiego, Richardson odpowiedziała krótko:
"Chyba ja" - wyjawiła.
Droga do pojednania w przypadku Moniki i Zbigniewa nie należała do łatwych. Choć para wciąż formalnie jest małżeństwem, do tej pory unikała siebie nawzajem i podcinała sobie wzajemnie skrzydła, opowiadając dziennikarzom kulisy rozstania. Wówczas nie szczędzili sobie słów krytyki. Monika w końcu wyjawiła nawet, że jej mąż dopuścił się zdrady, co przelało szalę goryczy. Żadne ratowanie pożycia nie pomogło, żeby ich związek mógł powrócić do dawnej kondycji.
"Byłam w szoku. Jest coś takiego, jak codzienność w związku, ale mnie cały czas wydawało się, że lecę na skrzydłach miłości. Gdy mąż się wyprowadził, zadzwoniła do mnie jego prawniczka, właściwie moja prawniczka. Powiedziała, że nasz styczniowy wyjazd był ostatnią, nieudaną próbą ratowania małżeństwa. Uświadomiłam sobie, że byłam naiwna, że miałam w głowie fałszywy obraz rzeczywistości. Wydawało mi się, że kłopoty, które mieliśmy - ze zdradą męża włącznie - to były kłopoty jak w innych związkach" - opowiada w rozmowie z dziennikarką "Wprost" Monika Zamachowska.
Po roku od rozstania, dziennikarka wyznała, że przestała zabiegać o względy Zamachowskiego, w którym była szaleńczo zakochana. "Być może potrzebowałam tę gorzką pigułkę połknąć, żeby przestać zabiegać o sympatię. Bo mówiłam ci: lubię być lubiana, a najlepiej kochana. A z drugiej strony o sympatię moich najbliższych. Bo jak wystąpię z tym mieczem jak Joanna d'Arc, to przecież on mnie będzie bardziej kochał. Nie tylko nie docenił. Dostałam też bęcki od jego rodziny" — opowiadała w wywiadach dziennikarka.
On zaś nie pozostawał jej dłużny i w jednym z wywiadów przedstawił swoją wersję wydarzeń. Wytknął wówczas Monice, że jest nadopiekuńcza, co na dłuższą metę staje się problematyczne.
"Kłopot pojawia się wtedy, gdy ktoś za bardzo chce się tobą opiekować. Monika jest osobą nadopiekuńczą w tym sensie, że tak strasznie chce pomóc, że aż przeszkadza. Walczymy ze sobą o zakres tej opieki, bo czasem sam chciałbym zapiąć sobie kurtkę" - ocenił żonę Zamachowski.
Zobacz też:
Syn Moniki Richardson dostał nową pracę. I to gdzie. Mama pęka z dumy
Muskała przerwała milczenie. Tak szczera na temat Zamachowskiego jeszcze nie była. Oto co wyjawiła