Joanna Brodzik szczerze o traumatycznych przeżyciach! Do dziś nie może tego zapomnieć
Życie Joanny Brodzik (47 l.) wcale nie było usłane różami. Okazuje się, że aktorka musiała brykać się w życiu z wieloma trudnościami. Po latach gwiazda znalazła w sobie siłę do tego, by pomagać innym kobietom. Trudno uwierzyć, przez co przeszła.
"Ta stara, ta brzydka, ta trzecia, ta naiwna, ta dziwna, ta dziwna - to kobiece stereotypy, rozpoznawalne właściwie w każdej kulturze" - wylicza Joanna Brodzik.
Ostatnio, szukając inspiracji do nowego projektu serialowego, sięgnęła po klasyczne europejskie baśnie, którymi zaczytywała się w dzieciństwie. Zawsze lubiła analizować ludzkie postawy, z psychologicznym zacięciem badacza kultury zastanawiać się nad światem.
"Gdybym nie dostała się na Akademię Teatralną, skończyłabym psychologię na Jagiellonce" - mówi. "Po 'Magdzie M.' zrealizowałam serię programów o różnych technikach samodoskonalenia. Kiedy zaczęłam drążyć, czym chciałabym się teraz zająć, przypomniałam sobie 'Baśnie' Andersena, które dostałam na 6. urodziny od taty".
Jako jedna z najpopularniejszych aktorek w Polsce została nazwana już chyba każdym możliwym epitetem. I nagle w andersenowskich królowych lodu, wiedźmach, syrenach i dziewczynkach z zapałkami z czułością ujrzała samą siebie.
"Urodziłam się w małym miasteczku w 1973 roku jako owoc wielkiej miłości dwojga nastolatków. W sposób nagły dla obu rodzin, powodując w życiu moich rodziców, licealistów, ogromne zamieszanie. Obie rodziny nie dźwignęły tej sytuacji i rodzice nie dostali szansy na to, by być razem. Moja babcia, czterdziestokilkuletnia wówczas kobieta, przeszła na rentę i zaopiekowała się mną, by mogła dopełnić się edukacja mojej mamy. Byłam obiektem sensacji" - mówiła niedawno w "Wysokich Obcasach Extra" w cyklu wywiadów poświęconych wstydowi.
Bo wstyd i poczucie wykluczenia towarzyszyły jej właściwie od zawsze. Jej matce, jako samotnie wychowującej dziecko, odmówiono ochrzczenia córki - zrobiła to z wody, na własną rękę. Jako kilkulatka wiedziała już, co znaczy słowo "bękart".
W szkole podstawowej na lekcjach religii katechetka przestrzegała resztę dzieci, by lepiej się z nią nie zadawały. Wtedy to babcia, prawdziwa głowa rodziny, zdecydowała, że mała Joasia nie będzie więcej chodzić na lekcje religii, co okazało się kolejnym powodem, by wytykać dziewczynkę palcami. Na ulicy oglądano się za nią, z racji ciemnej karnacji i krótkich włosów przezywano "wąsatą cyganką", później, gdy wystrzeliła do góry i przewyższała o głowę całą klasę, zwracano się do niej "proszę pani", choć miała raptem 12 lat.
W liceum zaczęła zajadać problemy. Jej dyżurnym mundurkiem stał się workowaty, rozciągnięty czarny sweter, który miał ukryć wagę dochodzącą do 80 kg. Wstydziła się, że jest duża, wysoka, że ma szerokie biodra i duże piersi. Dopiero wyjazd do pracującego w Kopenhadze taty uświadomił jej, że nie jest gruba, jest kobieca. To tam po raz pierwszy ubrała się na kolorowo, widziała, że wśród chudych blondynek jej śniade krągłości budzą błysk zainteresowania. Wróciła przepełniona energią, wstawała o 5 rano, by pobiegać, po szkole biegła na ukochane kółko teatralne do biblioteki, przygotowywać się do olimpiady polonistycznej.
Olimpiadę wymyśliła mama, przerażona pomysłem zdawania do szkoły teatralnej. Joanna wygrała, miała w kieszeni wstęp na wszystkie wydziały humanistyczne, oprócz wymarzonej PWST. Dostała się za pierwszym razem, ale uczelnia zafundowała jej twardą szkołę.
"Kiedy po pierwszym semestrze wróciłam do domu, literalnie upadłam w drzwiach ze zmęczenia, i płakałam, że nie chcę wracać" - mówiła we wspomnianym wywiadzie.
"Babcia z mamą mnie podniosły, zdjęły mi buty, nakarmiły i wsadziły do wanny. Powiedziały: ‘Kochanie, zaszłaś tak daleko, możesz się przenieść na inną uczelnię, ale wtedy nigdy nie będziesz wiedziała, co się zdarzy, jeśli spróbujesz dać radę’".
Zaufała im, skończyła uczelnię, choć profesorowie bez ogródek mówili, że jest "za ładna, by zostać dobrą aktorką" i sugerowali raczej angaż w agencji modelek.
"W tamtym czasie byłam najgłębiej we wstydzie. Byłam absolutnie przekonana, że cokolwiek zrobię, zrobię źle" - kwitowała Brodzik.
To uczucie nie opuszczało jej aż do momentu, gdy zaangażowano ją do serialu "Kasia i Tomek" i kolejnych popularnych seriali. Na planie "Kasi..." poznała Tomka - Pawła Wilczaka. Zakochali się, urodziła bliźnięta, 12-letnich dziś Jana i Franka. Nie zawsze było łatwo, ale poczuła, że jest silna, że sobie poradzi. Nauczyła się żyć w blasku fleszy, usiłując chronić prywatność, choć w początkach kariery była gotowa zrobić wiele, by zaistnieć. Nie komentowali ostatnich doniesień mediów o zażyłości Pawła z młodszą koleżanką z planu filmowego, Marią Sobocińską.
Brodzik publicznie chce mówić o swoich problemach z samoakceptacją, o wstydzie, lęku, że jest nie taka, niewystarczająca, byle jaka. Chociaż jest gwiazdą, mówi o ograniczeniach, z którymi musi się mierzyć każda kobieta. Wierzy, że jej historia może pomóc innym.
***
Zobacz więcej materiałów wideo: