Reklama
Reklama

Joanna Jabłczyńska: Chciałabym wziąć ślub kościelny

Wkrótce skończy 30 lat. Coraz częściej myśli o założeniu rodziny, ale wciąż szuka dobrego kandydata na męża i ojca swoich dzieci.

Choć jej zaufanie do mężczyzn mocno nadwerężył rozwód rodziców, wierzy w miłość do końca życia. Ma nadzieję, że takie uczucie spotka, a wtedy nie będzie się wahać. Jest życiową optymistką i stara się myśleć pozytywnie.

Jako 8-latka występowała pani w telewizji. To było bardzo pracowite dzieciństwo?

- Nie traktowałam tego jak pracę, raczej realizację swoich marzeń. Zawsze kochałam to, co robię - program "Tik- tak", potem prowadzenie "Teleranka". Ale oprócz tych zajęć miałam normalne dzieciństwo, które zawdzięczam rodzicom. Dbali o to, byśmy jak najwięcej czasu spędzali wspólnie, organizowali nam wspaniałe wakacyjne wyjazdy. Dużą część lata przebywałam na wsi u mojej babci. Skakałam po sianie, budowałam domki na drzewach, z lin zawieszonych na gałęziach skakałam do jeziora, paliłam ogniska z kolegami w Czersku. Potem jako harcerka jeździłam też na obozy wędrowne. Dziś wspominam ten czas jak sielankę.

Reklama

Była pani buntowniczką?

- Grzeczną córeczką. Nie miałam czasu, żeby się buntować, nie miałam też powodów. Rodzice pozwalali mi na różne aktywności i moją "pracę" w telewizji pod warunkiem, że będę się dobrze uczyć, że nie zawalę szkoły. Zawsze byłam ambitna. By wszystkiemu podołać, musiałam być dobrze zorganizowana.

- Jestem też konsekwentna, kiedy sobie coś postanowię, to cel realizuję. Tak było od dziecka i tak jest teraz. Chciałam być prawnikiem i skończyłam studia wieczorowo. Marzyłam o własnej kancelarii i kancelaria działa. Jestem optymistką, staram się zawsze myśleć pozytywnie. Wierzę, że jeśli się czegoś bardzo chce, to można to osiągnąć.

A co dało pani harcerstwo?

- Harcerką zostałam dopiero pod koniec podstawówki. Poszłam na zbiórkę tylko dlatego, że wybierały się na nią moje przyjaciółki. Skończyło się tak, że to ja zostałam w harcerstwie, a one zrezygnowały po pierwszym obozie. Wpajano nam takie wartości jak przyjaźń, bezinteresowność, lojalność, honor. Tam poznałam prawdziwych przyjaciół, ludzi, z którymi utrzymuję kontakt do dzisiaj, na których mogę liczyć. To piękne, bo widać, że wpojone przed laty zasady ciągle obowiązują w naszym życiu. No i nie piję alkoholu, co mi też zostało z harcerstwa. Czasem, gdy jest jakaś uroczystość czy mam obiad klientami, wypiję pół lampki wina lub szampana. Ale dla mnie alkohol mógłby nie istnieć.

Ponoć tato zaraził panią pasją do kolarstwa?

- To prawda, zresztą tata uprawiał wiele dyscyplin sportu, był bardzo aktywny. Pamiętam, że miałam dwa latka, gdy nauczył mnie jeździć na łyżwach. Rower wprost uwielbiał. Kiedy był młodym człowiekiem, odbył nawet rowerową wyprawę do Turcji.

Kiedy rodzice się rozwiedli, zerwała pani stosunki z ojcem...

- Miałam 18 lat, gdy to się działo. Mój świat legł w gruzach. Wcześniej ich małżeństwo wydawało mi się idealne. Byłam zresztą "córeczką tatusia", a tu się okazało, że zdradził i nas zostawia. Wtedy moja reakcja nie mogła być inna. Ale czas leczy rany. Przybyło mi lat, dojrzałam. Nie ma co żyć w nienawiści, z pretensjami. Teraz staram się pamiętać te najlepsze rzeczy z dzieciństwa. A relacje z tatą się poprawiły, już się spotkamy. Wybaczyłam mu.

Jednak najważniejszą osobą w pani życiu pozostaje mama?

- Jest moim autorytetem i najlepszą przyjaciółką. Zawsze mnie wspierała we wszystkich moich działaniach, pocieszała w chwilach porażek. Wiem, że zawsze mogę na nią liczyć, a ona na mnie. Lubimy spędzać razem czas. Ostatnio zrobiłyśmy sobie wakacje nad polskim morzem. Był z nami też mój chrześniak, 8-letni syn mojej siostry. Mam z nim bardzo dobry kontakt, podobnie jak z siostrą, choć obie jesteśmy bardzo zapracowane.

Wspomniała pani o siostrzeńcu. Może pora pomyśleć o własnym dziecku?

- Instynkt macierzyński obudził się we mnie bardzo wcześnie, zawsze lubiłam opiekować się dziećmi. Szybko nawiązuję z maluchami dobrą relację. Moja mama jest położną, więc w domu zawsze dużo rozmawiałyśmy o porodach, o niemowlakach. Na pewno chcę założyć rodzinę i mieć dzieci. Ale jeszcze nie teraz. Na to musi być odpowiedni moment, odpowiedni mężczyzna, który będzie dobrym ojcem. Na szczęście mam jeszcze trochę czasu. 9 grudnia kończę 30 lat.

Jako modelka przymierzyła pani już bardzo dużo sukien ślubnych.

- Pewnie będę miała dylemat, gdy trzeba będzie wybrać tę jedyną. Jestem osobą wierzącą, Dekalog jest dla mnie ważny. Chciałabym wziąć ślub kościelny, mieć na sobie piękną suknię. Ale jeżeli zakocham się w człowieku, który będzie niewierzący, jakoś sobie z tym też poradzimy. Bo miłość jest najważniejsza.

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Jabłczyńska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy