Joanna Kurowska do końca walczyła o męża!
To była wielka miłość. Przez lata Joanna Kurowska (49 l.) u boku Grzegorza (†55 l.) wiodła szczęśliwe życie. Ale podstępna choroba zniszczyła wszystko. Odebrała jej męża.
W dniu, w którym wszyscy przyjaciele pożegnali Grzegorza Świątkiewicza, znakomitego dziennikarza sportowego, jego żonę, Joannę Kurowską wspierały najbliższe jej osoby - Agata Młynarska z mężem, Anna Korcz, Bartek Żukowski. To oni byli przy niej w dniu tragedii, oni pomogli jej przeżyć najgorsze chwile, zaopiekowali się zrozpaczoną córką Zosią (13). Po pogrzebie wszyscy udali się do domu aktorki, by w skupieniu przeżyć ten smutny czas, powspominać Grzegorza.
Śmierć dziennikarza wielu zszokowała, jednak dla otoczenia aktorki nie była aż tak niepojęta. Bliscy wiedzieli z jakim dramatem Joanna i Grzegorz zmagali się od kilku lat. Jak bardzo aktorka starała się pomóc choremu na depresję mężowi, dla którego życie wydawało się być udręką. Grzegorz Świątkiewicz starał się jakoś funkcjonować, wywiązywać się ze swoich obowiązków w redakcji sportowej TVP, pomagać w wychowaniu Zosi, która była jego oczkiem w głowie. Ale depresja to straszna choroba, w której siła woli i chęć życia przegrywa z poczuciem beznadziei, a lekarstwa przynoszą poprawę tylko na jakiś czas. W lepszych momentach dom państwa Świątkiewiczów jak dawniej tętnił życiem, a Joanna znów miała nadzieję,że Grzegorz wyzdrowiejei będzie tym pełnym radości mężczyzną, w którym się zakochała...
Nazywał ją swoim prezentem od losu. Kiedy 15 lat temu razem z Agatą Młynarską stanęła w progu jegodomu w Piasecznie, poczuł, że to miłość od pierwszego wejrzenia. Był dzień jego 40-tych urodzin. Grzegorz leczył właśnie rany po rozwodzie z Katarzyną Dowbor, która zostawiła go dla Jerzego Baczyńskiego. Oboje po przejściach, z podobnym poczuciem humoru, wrażliwością na świat i podejściem do życia, szybko sobie zaufali i wkrótce wzięli ślub. - Nigdy w życiu nie spotkałam tak cudownego człowieka. Moje małżeństwo to coś, co mi się pięknie przydarzyło - opowiadała wtedy Joanna. W 2001 r. przyszła na świat ich córeczka Zosia. - Przez lata byli szczęśliwi. Podstępna choroba, z którą Grześ nie mógł sobie poradzić, zniszczyła ich dobre życie - mówi przyjaciółka rodziny.
Iskra nadziei nagle zgasła
- Mój mąż jest dobrym człowiekiem, wspaniałym ojcem dla naszej córki. Czasem się kłócimy, jak wszyscy, ale nie kłócą się tylko ludzie, którzy wobec siebie są obojętni. A my się po prostu bardzo kochamy - opowiadała Kurowska w wywiadach. Ta wzajemna miłość pozwalała im przetrwać nawet najgorsze momenty, a w czasie choroby Grzegorza było ich wiele. Nieraz dziennikarz zapadał się w czarną otchłań, nie widział sensu życia, myślał o śmierci, o samobójstwie. Ale zaraz potem podnosił się i walczył. Przeszedł wiele terapii. Wiedział, że żonie jest bardzo ciężko opiekować się nim, wychowywać nastoletnią córkę, krążyć między planami filmowymi i teatrem i nie mieć w nim żadnego wsparcia.
Podziwiał ją za to, że jest taka dzielna. Chciał być znowu opoką dla swoich ukochanych kobiet - Joanny i Zosi. Niestety coraz większa niemoc brała górę nad wszystkimi obietnicami, które składał najbliższej rodzinie i celami, jakie sobie stawiał. Ale Joanna ani przez moment nie zwątpiła, że ukochany mąż pokona wyniszczające jego organizm słabości. Tym bardziej, że w ostatnim czasie znów poczuł się lepiej. Nawet towarzyszył jej 14 września na Wielkim Grzybobraniu Gwiazd. Był taki pogodny, pełen wigoru, rozmowny. W Joannie znów zapaliła się iskra nadziei, ale szybko zgasła... W niedzielę 21 września Grzegorz Świątkiewicz odebrał sobie życie. W obliczu choroby stało się ono dla niego cierpieniem nie do zniesienia.