Reklama
Reklama

Joanna Racewicz udzieliła szczerego wywiadu. Chwyta za serce!

​Joanna Racewicz (43 l.) ma dobry czas. Znów poczuła „wiatr we włosach”, chce czerpać z życia jak najwięcej. Mówi, że przed nią jeszcze wiele marzeń do spełnienia. I będzie te marzenia konsekwentnie spełniać. W wywiadzie dla tygodnika „Świat i Ludzie” tłumaczy też, co jest zasługą jej wyglądu i uśmiechu na twarzy. Sporo miejsca poświęca także synowi.

"Świat i Ludzie": Ma pani teraz dobry czas, uśmiecha się, świetnie wygląda. Czyja to zasługa?

- Na pewno zmian, jakie w ostatnim czasie zaszły w moim życiu. Odeszłam od politycznego zgiełku, serwisy informacyjne oglądam jako widz. Zawodowo zajmuję się znacznie "lżejszą tematyką", choć jestem przekonana, że właśnie ona jest bliżej ludzi. Nie chcę powiedzieć, że osiadłam na laurach, bo wciąż nie powiedziałam ostatniego słowa na tej dziennikarskiej drodze. Mam jeszcze wiele zawodowych marzeń, ale nie mogę narzekać. Poza tym jestem najszczęśliwszą mamą prawie 9-letniego synka Igora, który idzie przez życie z odwagą, bardzo dzielnie i pięknie. Właśnie pojechał na wakacje w góry, bez mamy.

Reklama

A pani podobno rozbija się na skuterze?

- Chyba ostatnio powróciła do mnie potrzeba uczucia "wiatru we włosach" (śmiech). Uwielbiam jazdę na skuterze, wróciłam na konie, robię kurs motorowodny, bo połknęłam bakcyla, jak go nazywam, "jeziornego". Ale mam też wielką potrzebę posiedzenia sama ze sobą: z kawą, w parku, na tarasie, z książką w ręku. Lubię mieć taki spokój ducha.

W "Pytaniu na Śniadanie" jest pani dobrze?

- Na pewno nie żałuję, że nie ma mnie dziś w telewizji informacyjnej. To są czasy dwóch skrajnie różnych narracji i coraz trudniej o obiektywizm. Nie trzeba być specjalistą od mediów, żeby widzieć to jak na dłoni. Telewizja śniadaniowa daje szansę, żeby spojrzeć na politykę z dystansu. Dobrze mi to zrobiło i jestem jak najdalej od przekonania, że "morning show" są łatwiejszą materią niż wieczorne wiadomości na wysokim "C". Szczęśliwie nie generują sporów i domowych awantur. Proszę tylko spojrzeć jak wiele polskich domów czy stołów podzieliła polityka.

Syn interesuje się tym, co się dzieje wokół, czyta wiadomości w internecie?

- Nie ma ani telefonu komórkowego, a z sieci korzysta wyłącznie pod moją kontrolą. Uważam, że jest jeszcze za mały, by samodzielnie zanurzać się w sieci. Ostatnio zaimponował mi Bill Gates. Ten jeden z najbogatszych ludzi świata, przyznał, że jego dzieci dostawały telefony po ukończeniu 14. roku życia. Nie wiem czy mi się uda, ale każdy rok to dla niego więcej szans na dojrzałość.

Igor rzadko też towarzyszy pani podczas wyjść.

- Bo go chronię. Nie chcę, aby stał się osobą publiczną. Gdy będzie gotowy, sam podejmie taką decyzję. Nie chcę, by był częścią mojej pracy. Wychowuję go w poczuciu, że nie ma nic fascynującego w byciu znanym z tego, że jest się znanym i że bywa się na salonach. Zawsze mu powtarzam: "Jak będziesz dobrym sportowcem, to ludzie będą cię rozpoznawać, wynajdziesz lek na raka, ludzie będą ci wdzięczni. Popularność to dodatek do tego, co robisz w życiu".

Nie buntuje się przeciwko tym zasadom?

- Trochę tak, ale np. telefon nie jest mu potrzebny, bo to ja go zawożę i przywożę ze szkoły. Poza tym ma wiele sportowych zajęć. Gra w szkółce FC Barcelona. Musiał przejść przez trudny egzamin i pokonać wielu kandydatów, więc jestem z niego niezmiernie dumna. Oczywiście twierdzi, że zostanie piłkarzem.

I co pani na to?

- Mówię, że trzymam za niego kciuki, a w ogóle to zaakceptuję jego każdy zawodowy wybór, byleby tylko on był szczęśliwy. Ostatnio zaraził się grą w golfa, trenuje karate.

Jaki jest syn?

- Najważniejszy w moim życiu i coraz bardziej podobny do taty. Jest prawdomówny, koleżeński, wrażliwy wobec słabszych od siebie. Myślę, że podzieliłby się "ostatnią koszulą" ze swoimi kolegami, z którymi tworzą bardzo zgrany zespół, bo znają się ze sobą od trzeciego roku życia.

Potrafi pani otwarcie z nim rozmawiać o jego tacie?

- Mój mąż to zawsze będzie część naszego życia. Rozmawiamy o nim zawsze wtedy, kiedy Igor tego potrzebuje, zawsze w czasie teraźniejszym. Igor niewiele pamięta, ale bardzo dużo o nim wie z moich opowieści. Myślę, że tęskni za ojcem, szczególnie w ważnych lub trudnych dla niego momentach.

Na przykład kiedy inne dzieci świętują Dzień Ojca?

- A my wtedy idziemy na grób, składamy kwiaty, zapalamy znicz. Po zakończeniu roku szkolnego, 23 czerwca też tam pojechaliśmy. Ale też myślę sobie, że Igor ma w tym nieszczęściu sporo szczęścia. Bo mogę mu opowiadać same dobre historie o tacie: bohaterze służącym ojczyźnie, wspaniałym mężu, ciepłym i dobrym człowieku, zawsze pomocnym słabszym. Inne kobiety w podobnej sytuacji, czyli samotnie wychowujące dzieci, nie mają takiego szczęścia, bo partnerzy je zdradzili, odeszli, nie interesują się swoimi dziećmi lub całkowicie zerwali kontakt.

Ale samotne macierzyństwo ogólnie nie jest łatwe.

- Doświadczam tego uczucia każdego dnia. W szczęśliwym związku dwojga dorosłych ludzi codzienne życie, troski, to wszystko rozkłada się na dwoje. W domu jest sparingpartner, z którym można porozmawiać, pójść na spacer czy spojrzeć sobie głęboko w oczy. Wiem, że Igor, jak każdy chłopak, potrzebuje męskiego wzorca. I staram się mu go dawać. Jest fantastyczny pan od wychowania fizycznego, trener piłki nożnej czy karate. Są przyjaciele. Choćby wujek Darek, jedyny który przy nas został po śmierci męża. Igor chętnie jeździ z nim na strzelnicę, a także na gokarty.

Trudno jest otworzyć się na miłość, z taką historią w tle?

- Igor zawsze będzie synem Pawła Janeczka, "Janosika". Ja zawsze będę jego pierwszą żoną, a on moim pierwszym mężem. Do końca życia będę też "wdową smoleńską" czy się na to godzę czy nie, bo Paweł tam zginął. Ale pewne etapy należy zamknąć i ja je zamknęłam. Każdy przecież potrzebuje miłości.

Mam wrażenie, że mężczyźni, których żony zmarły, szybciej układają sobie życie.

- Świat jest dla nich łaskawszy, więcej im wybacza. Kobiety zawsze są pod ostrzałem. A to źle ubrane, a to im nie wypada, a to za szybko się zakochały i pewnie męża nie kochały. Nie chcę, by mnie definiowała tylko tragedia smoleńska. Jestem też kobietą, matką, dziennikarką, mam swój dorobek, osiągnięcia, marzenia i apetyt na życie.

Ale myślę, że taką kobietę jak pani, trudno jednak zdobyć.

- Fascynuje mnie u mężczyzn umysł. Ktoś powiedział, że najbardziej pociągającym organem w płci przeciwnej jest mózg. Podpisuję się pod tym. Świetnie jeśli do tego można dodać jeszcze poczucie humoru, dystans do siebie i do świata, uśmiech, pogodę, serdeczność i pasje.

Jest pani silną kobietą, musi więc też być silny.

- Na pewno będzie musiał udźwignąć tę moją historię, a jest to piekielnie trudne.

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Racewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy