Joanna Szczepkowska: Nigdy nie wiem, kiedy spadnę
Joanna Szczepkowska (66 l.), pisząc autobiografię, poznała swoje prawdziwe korzenie. "Byłam pewna, że jestem taką Polką od Mieszka I" - opowiada. Prawda okazała się zaskakująca.
Kiedy czytam, to się denerwuję, że nie piszę. Gdy piszę, to myślę, że trzeba by coś przeczytać. Jestem jak postać na indyjskich rysunkach, która ma 10 rąk - mówi Joanna Szczepkowska.
Znamy ją przede wszystkim jako aktorkę, ale na tym jej twórcza działalność się nie kończy. Fotografuje, rysuje, reżyseruje, pisze sztuki teatralne, powieści, wiersze, felietony...
Kilka lat temu zabawiła się nawet w genealoga. - Zaproponowano mi napisanie autobiografii, postanowiłam pierwszy rozdział poświęcić rodzinie, myślałam, że zajmie mi to jakieś dwa tygodnie. Jak zaczęłam szperać w rodzinnych dokumentach, to dwa tygodnie zamieniły się w 5 lat. Jeździłam po Polsce, po Ukrainie - prawdziwe wyprawy, zważywszy na to, że nie prowadzę - odkrywając coraz więcej rodzinnych tajemnic. Byłam pewna, że jestem taką Polką od Mieszka I, a tymczasem moje korzenie są polsko-żydowsko-ukraińskie - opowiada.
Tajemnic nie spodziewała się zwłaszcza w życiorysie dziadka ze strony matki, Jana Parandowskiego. Był humanistą, przez kilkadziesiąt lat prezesem polskiego PEN Clubu, jego "Mitologię" wszyscy znamy ze szkoły.
- Był specyficznym człowiekiem. W słowie dziadek jest coś potulnego, domowego, tymczasem on nigdy nie był takim dziadkiem. To był zawsze pisarz. Siadał i obserwował, bardzo rzadko coś mówił. Można powiedzieć, że to był bóg rodziny, wszystko dookoła niego się kręciło. Kiedy miał drzemkę, w domu nastawała wielogodzinna święta cisza - wyznaje.
Jan Parandowski urodził się w 1895 r. we Lwowie, w przytułku świętego Łazarza. Szczepkowską zawsze zastanawiało, że w swojej autobiografii opisywał dobrze zaopatrzoną bibliotekę z dzieciństwa, choć jego matka była niewykształconą, ubogą panną.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Prywatne śledztwo skłoniło ją do przekonania, że jej pradziadkiem był najpewniej ukraiński, greckokatolicki ksiądz, znany w lwowskiej inteligencji Jan Bartoszewski. I to on zaszczepił w młodym Janie intelektualne ambicje. Ale na tym odkryć nie koniec.
Parandowski przemilczał także swoje pierwsze małżeństwo ze starszą o 14 lat pisarką Aurelią Wyleżyńską, którą porzucił dla młodszej studentki, Ireny Hencel.
Ortodoksyjne żydowskie pochodzenie Ireny od czasów II wojny było dobrze strzeżoną rodzinną tajemnicą. Mama aktorki, Roma, do końca życia ukrywała je przed córką w strachu, że przysporzy jej to podobnych cierpień, co jej.
Poszukiwania z drugiej strony rodzinnego drzewa zaprowadziły z kolei Szczepkowską do Szczepkowa, małej wsi w okolicach Nidzicy, pamiętającej jeszcze czasy bitwy pod Grunwaldem.
- Okazało się, że to dawna przygraniczna z Krzyżakami wieś, w której z dziada pradziada siedzi szlachta zaściankowa, w większości Szczepkowscy - mówiła.
Śmieje się, że bitewność ma po nich. Słynie przecież z bezkompromisowości w wyrażaniu poglądów, co wiele razy skomplikowało jej życie. To ona ogłosiła koniec komunizmu w Polsce i od tamtego czasu za swoją misję uważa pokazywanie prawdy, choćby i tej skomplikowanej.
- Moje życie cały czas jest na cienkiej lince i nigdy nie wiem, kiedy spadnę. Za mną nic nie stoi - mówi.
Ostatnio nie dostaje zbyt wielu propozycji aktorskich, ale przyzwyczaiła się już - to cena za własne zdanie.
Artystyczne usposobienie odziedziczyła najpewniej po ojcu, aktorze Andrzeju Szczepkowskim. Nie miała typowego dzieciństwa.
- Normalnie dom tworzy się głównie wieczorami, tymczasem o tej porze mój dom pustoszał. Tata znikał przed 18. Rano miał próby, w ciągu dnia radio, telewizja, a wieczorem, kiedy się najbardziej potrzebuje tej rodzinnej chemii... Koniec, drzwi otwarte, zamknięte, tupot po schodach i tyle - opisywała.
Mama, choć świadomie wybrała życie domowe i nie uważała, żeby "życie polegało na sukcesach", również miała ekscentryczne metody wychowawcze.
- Na szczęście była niezwykła i kiedy dostawałam dwóję, zabierała mnie na lody. Nigdy nie byłam nagradzana za piątki. Ja to zresztą powtórzyłam jako matka. Wręcz zniechęcałam córki do nauki. Pytałam: - Po co ci znać dorzecza wszystkich rzek? Jeśli cię to naprawdę interesuje, to się ucz, ale jeśli nie, to daj spokój. Zajmuj się tym, co lubisz. A polubiły, siłą rzeczy, aktorstwo.
Szczepkowska związała się z aktorem Mirosławem Konarowskim, choć nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. - Mirek, bywalec bankietowy, typowy amant, piękny okularnik. Dziewczyny za nim szalały, ale inne zupełnie dziewczyny - wspomina go z czasów studiów.
Uczucie rodziło się powoli, przeszło w małżeństwo, urodziły się córki: w 1980 r. Maria, a 3 lata później Hanna. W końcu coś zaczęło się psuć i stanęło ponoć na przyjaźni.
Po rozwodzie Szczepkowska nie związała się już z nikim i podkreśla, że dobrze jej samej. Cieszy się sukcesem córek. Marię, absolwentkę psychologii, telewidzowie znają z ról w serialach "Kopciuszek", "Pierwsza miłość" czy show "Azja Express".
Hannę, wykształconą aktorsko w nowojorskim instytucie Lee Strasberga, znamy m.in. z "Pitbulla", seriali: "Ojciec Mateusz" czy "Barwy szczęścia". Jej talentem mogą też cieszyć się głównie warszawscy widzowie teatrów Kamienica i Komedia.
Dzięki córkom pani Joanna odkrywa, jak to jest być babcią. Hania ma już dwoje dzieci. Maria w listopadzie ubiegłego roku urodziła swoje pierwsze dziecko.
- Myślę teraz o sobie: babcia Szczepkowska i sama do siebie się śmieję - mówi pani Joanna. - Rodzice muszą wychowywać, a dziadkowie są od rozpieszczania. Córka może liczyć na moje rady, ale tylko wtedy, gdy będzie ich potrzebować. Nie zamierzam się wtrącać. Przynajmniej się postaram.