Joanna Szczepkowska o znanej aktorce: Dostała ataku histerii na lotnisku, krzyczała, że...
O tym, że celebryci umawiają się z fotoreporterami na ustawki i sesje zdjęciowe z ukrycia, wiadomo nie od dziś. Joanna Szczepkowska (61 l.) przytacza jednak pewną kuriozalną sytuację z własnego doświadczenia.
Aktorka kilka miesięcy temu zmuszona była opuścić Warszawę i przeprowadzić się do Krakowa. Miało to związek z jej spektaklem "Pelcia, czyli jak żyć, żeby nie odnieść sukcesu".
Żaden stołeczny teatr po aferze z lobby gejowskim nie był bowiem zainteresowany graniem przedstawienia u siebie. Szczepkowska wystawiła go dopiero w nowohuckiej Łaźni Nowej.
Aktorka nie zamierza jednak promować go osobistymi wynurzeniami w kolorowych czasopismach czy wizytami w śniadaniówkach. Dziwi się także aktorom, którzy bez oporów sprzedają życie prywatne i zapraszają do swoich mieszkań kamery telewizyjne. Jej zdaniem jest do żałosne.
Podkreśla jednak, że w show-biznesie jest coraz więcej osób, które są już od tego uzależnione. Na dowód przytacza historię swojej koleżanki po fachu, która zaprosiła na lotnisko paparazzich, a później... zrobiła im scenę, że uprzykrzają jej życie!
"Lecieliśmy kiedyś na zagraniczne występy z zespołem teatru i na lotnisku pojawiła się grupa fotoreporterów" - opowiada na łamach magazynu "Plus Minus".
"Jedna z aktorek dostała ataku histerii. Krzyczała, że już nie może wytrzymać tego ciągłego śledzenia. Że marzy o spokoju i intymności. Jeden z fotografów nie wytrzymał i powiedział: Przecież to pani nas zaprosiła!".
Szczepkowska twierdzi, że w show-biznesie są ludzie, którzy nie potrafią już zwyczajnie usiąść na brzegu rzeki, tylko żałują w takiej sytuacji, że nie są obserwowani i nikt ich nie fotografuje.
Nie rozumie również artystów, którzy decydują się reklamować kredyty hipoteczne. Aktor to przede wszystkim wiarygodność, a tego typu akcje nie mają z nią nic wspólnego.
"Aktor powinien raczej mówić ludziom: nie bierzcie tego. Oni wam niczego darmo nie dają!" - kwituje.