Joanna Trzepiecińska: Bawiła na ekranie, a w jej życiu wcale nie było tak kolorowo
Miała szczęśliwe, choć pracowite dzieciństwo. Starała się być najlepsza najpierw w szkole, a potem w życiu. To drugie okazało się trudne. Najcięższe chwile nadeszły tuż po urodzeniu synów.
Jestem niewystarczająco śmiała jak na te czasy. Nigdy się nie rozpychałam, nie umiałam, nie chciałam umieć... - mówi o sobie Joanna Trzepiecińska (52 l.). Mimo to świetnie sobie radzi: gra w teatrze, pojawia się w telewizji, chętnie i bardzo ładnie śpiewa. Poza tym jest mamą dwóch synów: 16-letniego Wiktora i 14-letniego Karola. Z upływem czasu jej apetyt na życie nie maleje, ale rośnie.
Dzieciństwo wspomina z sentymentem. Spędziła je w Tomaszowie Mazowieckim. Dorastała wraz z siostrą, Jowitą, w tradycyjnej rodzinie. Tata, inżynier włókiennik i dyrektor kilku fabryk, zarabiał na żonę i dzieci. Mama, z wykształcenia farmaceutka, przede wszystkim zajmowała się bliskimi. Aktorka nie może się jej nachwalić. - To był taki dom, o którym można tylko marzyć - wspomina. Pamięta kuchenne zasłonki w biało-niebieską kratę i smaczne posiłki. Cała rodzina zasiadała do nich przy drewnianym stole. - To był punkt dowodzenia rodziną - podkreśla.
Państwo Trzepiecińscy wiedli stabilne, spokojne życie. Dziewczynki ubierano elegancko i schludnie: miały kokardy we włosach, koronkowe kołnierzyki przy sukienkach z aksamitu. Rodzice nie byli surowi. Wolno im było więcej, niż rówieśnikom. Koleżanki i koledzy lubili przychodzić do panien Trzepiecińskich. Mama potrafiła przynieść popielniczkę znajomemu córki, o którym wiedziała, że pali papierosy. Proponowała mu żartem, by się nie krępował i robił to w domu. To go skutecznie onieśmielało i zniechęcało.
Ze względu na duży kredyt zaufania, jaki dawali jej matka z ojcem, Joanna ze wszystkich sił starała się ich nie zawieść. Nawet w trudnym okresie dojrzewania niespecjalnie się buntowała. - Miałam poczucie bezpieczeństwa, wsparcie rodziców i znaczny obszar swobody, bardzo ważny dla nastolatków. Mogłam robić to, co mnie interesowało - wspomina.
Zresztą do kontestowania nie miała wielu okazji. Chodziła do dwóch szkół: zwykłej i muzycznej, gdzie grała na fortepianie i flecie. Do tego dochodziły zajęcia pozalekcyjne. - Doba wydaje mi się dzisiaj za krótka, wtedy na wszystko znajdowałam czas - śmieje się aktorka. Nauka przychodziła jej bez trudu, nie musiała długo siedzieć nad książkami, żeby dostawać prawie same piątki. - Kosiłam dużo nagród w konkursach, byłam dyżurną reprezentantką szkoły - wspomina.
Udzielała się też w harcerstwie, z powodzeniem prowadziła drużynę zuchową. To, że mogłaby zostać aktorką, zasugerował jej rodzicom Jan Englert. Zasiadał w jury w konkursu recytatorskiego, który odbywał się w Żyrardowie. Dziewczyna była wtedy w trzeciej klasie licealnej, wypadła olśniewająco. Od dawna marzyła o szkole teatralnej. Opinia doświadczonego aktora umocniła ją w przekonaniu, że powinna spróbować. Upragniony indeks zdobyła za pierwszym podejściem.
Z perspektywy czasu uważa, że równie dobrze mogła zostać żeglarzem, ogrodnikiem, muzykiem, dziennikarzem albo rękodzielnikiem. Pięknie robiła na drutach, haftowała, szyła i własnoręcznie farbowała sobie spódnice. W aktorstwie też od razu odniosła sukces. Miała tylko 20 lat, gdy zagrała główną rolę w serialu "Rzeka kłamstwa". Po filmie "Papierowe małżeństwo", który był kręcony w Wielkiej Brytanii, została tam i przez pewien czas próbowała zrobić światową karierę. Miała jednak problem z uzyskaniem pozwolenia na pracę.
W wieku 30 lat wzięła ślub z pisarzem Januszem Andermanem. Miał opinię playboya, ale ona była pewna swoich uczuć. W małżeństwie chciała powtórzyć model, jaki znała z domu. Że kobieta musi dbać o wszystko, żeby dzieci były zadbane, lekcje odrobione, maniery wyuczone, mąż wyprasowany, a dom lśnił czystością. Pracowała też zawodowo. - Wyszłam za mąż z wielkiej miłości, miałam poczucie, że byłam kochana. Przeżyłam wiele pasjonujących lat, ze świadomością, że mam obok niezwykle interesującego człowieka - wspomina.
Ich związek nie przetrwał próby czasu. Zaczęło się psuć, gdy na świat przyszli synowie: Karol i Wiktor. Dla niej miłość do dzieci okazała się najważniejsza. Mąż-artysta źle zniósł odsunięcie na drugi plan. Wkrótce znalazł kolejną partnerkę i dom. Rozstali się po 15 latach, a chłopcy zostali z mamą. - To był jeden z najtrudniejszych momentów w moim życiu. Bo jak się w górach odpada od ściany, to czuje się strach, wrzeszczy się, przeklina i za wszelką cenę walczy o przetrwanie - zauważa aktorka.
Było jej tym trudniej, że w jej rodzinie nikt się wcześniej nie rozwiódł. Choć nie zawsze było sielankowo, ojciec i matka przeżyli razem całe życie. Dlatego bardzo chciała utrzymać swoje małżeństwo. - Trwałam w nim właśnie z tego powodu, że ileś lat temu obiecałam mężowi i sobie, że również "na złe". Wierzyłam w to i nadal wierzę, że kiedy to złe przychodzi, trzeba starać się temu zaradzić, przyjąć wyzwanie. Z szacunku dla własnych obietnic - mówiła wtedy.
Przegrała. Dopiero po kilku latach zrozumiała, że sama radzi sobie świetnie. Dziś synowie są nastolatkami. Mają własny świat i poprawne relacje z ojcem. Joanna Trzepiecińska dba, by tak było, zwłaszcza że od niedawna jest znów szczęśliwa. Ma u swego boku przyjaciela, Piotra Śliwińskiego. Lubią być razem i podróżować po świecie.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: