Joanna Tunney z "Sanatorium miłości": Nie żałuję udziału w programie
Po czterdziestu latach zostałam sama - mówi Joanna Tunney (63 l.) z Nowego Dworu Mazowieckiego, jedna z dwunastu uczestników nowego programu "Sanatorium miłości". - I bardzo mi się to nie podoba!
W listopadzie była na wakacjach w Hiszpanii. Od jednej z koleżanek dostała informację o castingu. Nie wiedziała, co ma robić. Raz przekonywała siebie, że to propozycja dla niej wymarzona, innym razem zaś uważała, że nie poradzi sobie z rolą seniorki szukającej miłości. Długo miała wątpliwości, czy stać ją, żeby przed wielomilionową widownią pokazać twarz.
- W końcu zgłosiłam się. I nagrałam krótki film o sobie - wspomina pani Joanna.
Była zaskoczona, gdy została wybrana. Pani Joanna jest przekonana, że zwróciła na siebie uwagę barwnym życiorysem. Urodziła się w 1955 roku, gdy jej ojciec, pułkownik, był na misji w Indochinach. Był dla niej zawsze wzorem patrioty. Pewnie dlatego ona również w dzieciństwie chciała iść do wojska.
Ponieważ była dzieckiem nadpobudliwym, tata zainteresował ją sportem. Uprawiała wiele dyscyplin. Nawet grała z kolegami w piłkę nożną...
Wielka sprawność fizyczna pozostała jej do dziś. Za sobą ma dwa małżeństwa i jeden partnerski związek. - Nazwisko zawdzięczam drugiemu mężowi, Anglikowi. I pozostałam przy nim po rozwodzie - wyjaśnia.
Czuje się spełniona. Pracowała w zagranicznych firmach jako księgowa i dyrektor finansowy. Dużo od siebie wymagała. Trzeci, partnerski związek, wydawał się wymarzony. Bardzo przeżyła, gdy została porzucona...
- Trudno emerytce budować nowe życie. Ale musiałam sobie radzić - opowiada.
Mimo że ma wsparcie syna Michała (40 l.) i jest babcią dwóch uroczych wnucząt w wieku 9 i 11 lat, to w jej życiu powstała pustka. Na emeryturze wróciła do swych dawnych sportowych zainteresowań. Zaczęła pływać, uprawiać jogę i nordic walking. Miała dużo czasu, zaczęła pisać artykuły i opowiadania. Na razie do szuflady.
- Mój tata zmarły przed czterema laty pisał. Pisze też brat. Mam je więc w genach.
Gdy przed emeryturą mieszkała w Środzie, zaczęła zbierać starocie: lampy, meble, naczynia. W piwnicy zrobiła warsztat i zajęła się odnawianiem mebli. Sprzedawała je na targu dwa razy w tygodniu.
- Od 3 lat jestem na emeryturze. Ale ani jednego dnia się nie nudziłam - podkreśla.
Nie chciała zrezygnować z marzeń. Trudno jej żyć bez kogoś, kto byłby obok na dobre i na złe. Szczególnie wieczorami nachodzą ją wspomnienia. - Czuję, że mam młodszą duszę niż moja metryka. Stąd się chyba biorą turbulencje, które zakłócają mój wewnętrzny spokój.
Gdy wpada w chwilową depresję, odwiedza mamę przebywającą w domu opieki. Nie ukrywa, że marzy o domku na wsi i gromadce zwierząt. Chętnie u swojego boku widziałaby wysokiego mężczyznę. Chciałaby, by jej partner był uczciwy, wesoły i ciekawy świata
- Nie tracę nadziei, że jeszcze jedna miłość przede mną. Dlatego szukam tego uczucia - zdradza.
Z taką nadzieją pojechała do sanatorium Równica w Ustroniu. W towarzystwie pięciu koleżanek i sześciu kolegów spędziła 3 tygodnie. Pomiędzy zabiegami był czas na poznanie się.
Pani Joanna dobrze czuła się w tym towarzystwie. Różnili się charakterami, osobowościami, pasjami i życiowym doświadczeniem. O swoich prywatnych odczuciach nie może mówić. Podpisała umowę z realizatorem programu, że nie zdradzi szczegółów ze swojego pobytu w "Sanatorium miłości".
- Mogę tylko powiedzieć, że nie żałuję. I z optymizmem patrzę w przyszłość. Byłam zakochana 3 razy. Może będzie czwarty raz? - śmieje się.
***
Zobacz więcej materiałów: