Justyna Kowalczyk: Były partner jest napiętnowany!
Justyna Kowalczyk (31 l.) chciała zakończyć karierę i pracować z ukochanym w telewizji. On jednak nie zdecydował się odejść od żony. Wtedy biegaczka postanowiła działać.
Publiczne przyznanie się do depresji i złamanego serca przyniosło gwieździe sportu wyraźną ulgę.
"To już wiele wiecie. Historia o tym, że nie warto ufać" - napisała na swoim facebookowym profilu dzień po ukazaniu się szokującego wywiadu.
By uniknąć medialnej burzy, wyjechała do Austrii. Na lodowcu Dachstein, leżącym na wysokości 2700 metrów nad poziomem morza, zaczęła ostry trening.
Tymczasem w Polsce aż huczało od plotek na temat jej nieudanego życia uczuciowego. Jak się okazuje, Justyna walczyła do końca o swoje szczęście. Jednak ukochany srodze ją zawiódł. Nie brak też głosów, że, romansując z gwiazdą, złamał zasady etyki dziennikarskiej.
W redakcji sportowej TVP, w której pracuje były partner Kowalczyk, atmosfera stała się bardzo nieprzyjemna.
Jak udało się dowiedzieć "Na Żywo", dziennikarz, mający do tej pory "monopol" na wywiady z gwiazdą, na razie nie stracił pracy. Sytuacja jest jednak napięta.
- To dla niego trudny czas, wiele osób odwróciło się od niego. Jego dalsza kariera stoi pod znakiem zapytania - zdradza tygodnikowi pracownik TVP.
Fani biegaczki szybko zidentyfikowali tego, który złamał jej serce. I bezlitośnie go zaatakowali. Na szczęście tylko w sieci...
- Czy jest prawdą, że rozkochałeś w sobie Justynę? Wykorzystałeś ją i zostawiłeś, kiedy zorientowałeś się, że sprawy zaszły za daleko?
Jak pomogłeś Justynie w ostatnich miesiącach? Pomogłeś czy poniżyłeś? Będziesz napiętnowany do końca życia - zagrzmiał autor popularnego bloga sportowego.
Czy Kowalczyk miała świadomość, jaką furię fanów wywoła jej wyznanie? Czy wywiad udzielony najpoczytniejszemu dziennikowi był zemstą odrzuconej kobiety?
Sportsmenka czuła się skrzywdzona. Chciała być tylko bliżej ukochanego.
Przeprowadziła się z Kasiny Wielkiej do Warszawy. Planowała porzucić sport i pracować razem z tym, którego uważała za mężczyznę swego życia.
- Justyna rozmawiała z szefem redakcji sportowej TVP o możliwości zatrudnienia na Woronicza - zdradza informator pisma.
- Niestety, jej ukochany wcale nie był zachwycony tym pomysłem. Zaczął unikać Justyny, choć wcześniej deklarował, że zostawi dla niej rodzinę - opowiada dobrze poinformowana osoba.
Odrzucona sportsmenka zdecydowała się na desperacki krok - umówiła się z żoną dziennikarza, by się z nią rozmówić. Jak wyglądało spotkanie rywalek o serce tego samego mężczyzny, można się jedynie domyślać.
- Justyna przegrała walkę o uczucie, ale zyskała coś istotnego. Przestała żyć złudzeniami i ufać mężczyźnie, który nie był wobec niej uczciwy. Ona zasługuje na prawdziwą miłość! - kwituje osoba z otoczenia narciarki.
Mistrzyni sama ma się już lepiej. Wróciła do kraju. Spaceruje po swoim ukochanym Beskidzie, jeździ rowerem po Warszawie. Wszędzie towarzyszy jej Marian, ukochany pies.