Kajdanowicz pilnie zwrócił się do widzów "Faktów". Niecodzienne sceny na antenie TVN
W poniedziałkowych "Faktach" TVN doszło do niecodziennych scen, które musiały wprawić widzów stacji w niezłą konsternację. Najpierw prowadząca główne wydanie Diana Rudnik inaczej niż zazwyczaj pożegnała widzów, a potem z wszystkiego musiał tłumaczyć się Grzegorz Kajdanowicz. Oto szczegóły...
Poniedziałkowe wydanie "Faktów" w TVN prowadziła Diana Rudnik. Prezenterka na koniec programu jednak oznajmiła, że sytuacja jest bardzo dynamiczna w związku z wydarzeniami w Sejmie.
Zapowiedziała, że najświeższe komentarze widzowie usłyszą w "Faktach po faktach" u Grzegorza Kajdanowicza, ale kamery nie pokazały nawet na sekundę dziennikarza i jego gości, co zazwyczaj ma miejsce.
W TVN24 doszło bowiem do niespodziewanych scen. Program zaczął się z aż 15-minutowym opóźnieniem!
Kajdanowicz musiał się tłumaczyć, co było tego powodem:
"Nie zarzucam nikomu żadnej złej woli, ale parlamentarzyści skrócili nam nieco dzisiejsze wydanie "Faktów po Faktach" - rozpoczął prezenter.
Faktycznie zmiany w ramówce wynikały z wydarzeń w Sejmie, gdzie trwało pierwsze posiedzenie po niedawnych wyborach.
Kajdanowicz nie krył rozczarowania, że odbiło się to na czasie jego programu. Po 20.00 na antenę musiał bowiem wejść Monika Olejnik z "Kropką nad i".
"Zostało nam kilkanaście minut programu" - wyznał, przedstawiając swoich gości: dr hab. Anna Siewierską-Chmaj i dr hab. Rafała Chwedoruka.
Cała rozmowa trwała faktycznie zaledwie 12 minut. Trzeba więc było szybko kończyć:
"Mało czasu mieliśmy dziś na rozmowę i komentarze, ale więcej teraz w "Kropce nad i" - pożegnał się z widzami "Faktów po faktach" nieco zawiedziony Kajdanowicz.
Zobacz też:
Kulisy rozwodu Kajdanowiczów. Oto co wyszło na jaw
Nagły wpis na profilu Kraśki. Czarno-białe zdjęcie poruszyło całą Polskę!