Kamil Grosicki szuka pomocy w wierze
Wygrał z uzależnieniem od hazardu, ale wie, że nałóg może wrócić. W chwilach słabości szuka pomocy u Matki Bożej.
Ma talent na miarę najlepszych europejskich klubów. Ale wiele okazji zaprzepaścił przez uzależnienie od hazardu. Kamil Grosicki (29 l.), skrzydłowy reprezentacji Polski, nie zagląda do kasyn już od kilku lat. Jednak wie, że hazardzistą, tak jak alkoholikiem jest się do końca życia. Dlatego pomocy szuka w wierze oraz modlitwie.
Kiedy miał 20 lat, na przedramieniu wytatuował sobie Matkę Boską. - Chciałem, żeby chroniła mnie przed demonami - wyznaje piłkarz. A problemów nie brakowało. Już jako dziecko sprawiał kłopoty. Rodzice nieraz wzywani byli do dyrektora, niejednego trenera przyprawił o siwiznę. Sam przyznaje, że od zawsze lubił być na świeczniku, musiało się wokół niego dużo dziać. Kiedy miał 12 lat, jego rodzice się rozstali.
- Pamiętam, że któregoś dnia bardzo się kłócili, słuchałem tego, płakałem. Tata wyjechał do Włoch, ja zostałem z mamą w Szczecinie. W tym czasie mama miała partnera, tata znalazł kobietę, z którą ma córkę Kornelię. Po pięciu latach moi rodzice się zeszli, pobrali na nowo. Do dziś wspominają, że wrócili do siebie nie tylko ze względu na uczucie, ale także dla mnie - opowiada.
Powód był poważny. Gdy Kamlil trafił do rezerw Pogoni Szczecin, wpadł w złe towarzystwo. Pamięta, jak starsi koledzy zabrali go pierwszy raz do kasyna. Poczuł adrenalinę przy obstawianiu. Przez kilkadziesiąt minut wygrał tyle, na ile w klubie pracował przez miesiąc. Zaczął zaglądać tam coraz częściej. A że w Polsce robiło się głośno o jego wielkim piłkarskim talencie, to miał też więcej pieniędzy, które mógł przeznaczać na grę w ruletkę. Jako dziewiętnastolatek trafił do Legii. I przepadł.
- Wydawało mi się, że jestem mądrzejszy od wszystkich. Gdy podpisywałem kontrakt, to władze klubu proponowały mi, żeby jedno z rodziców zamieszkało ze mną. Wiedzieli, że jestem tykającą bombą. Ale ja się uparłem, by mieszkać samemu. Dobry kontrakt, pieniądze, Warszawa, nowe życie. Po co mi w tym wszystkim rodzice? Zresztą, gdy ojciec kilka razy do mnie przyjechał, to i tak nic nie dało. Pojawił się na treningu, a ja wyszedłem drugim wyjściem. To był najgorszy moment, wpadłem w amok, liczyła się tylko gra, gra, gra... - wspomina.
Żeby spłacić jego długi, mama Magdalena musiała sprzedać swoje mieszkanie. Nie był w stanie sam uwolnić się ze szponów nałogu, konieczny stał się pobyt w ośrodku odwykowym. Przyznaje jednak, że do tej pory nie poczuł, że jest do końca zdrowy. Nie wierzy, gdy ktoś mówi, że wyleczył się z uzależnienia od hazardu. Kamil wie, że musi się pilnować każdego dnia. Pomaga mu w tym żona Dominika, z którą jest od 2009 roku. Ślub kościelny wzięli 6 lat temu.
Grosicki nie ukrywa, że religia jest dla niego bardzo ważna. - Wiara ma dla mnie duże znaczenie, choć nie za bardzo lubię o tym opowiadać. Ale jest w moim życiu obecna, modlę się za każdym razem, gdy wychodzę na mecz - mówi w rozmowie z "Dobrym Tygodniem" piłkarz. Kiedy stanął na nogi, kupił mamie duży dom.
- To był mój obowiązek - podkreśla. Twierdzi, że na poważnie zaczął się zmieniać dwa lata temu. Wygrany mecz z Niemcami uświadomił mu, jak wiele potrafi. Poczuł ogromne wsparcie w selekcjonerze reprezentacji, Adamie Nawałce. I wreszcie zaczął spełniać nadzieje, które pokładane są w nim, odkąd jako nastolatek pokazał, jak ogromnym talentem został obdarzony przez Boga.
Teraz Kamil Grosicki spełnia swoje marzenia. Jest szczęśliwym ojcem Mai, wiosnę spędził w lidze angielskiej. Prosi o siłę, by już nigdy nie zboczyć z drogi, którą sobie wyznaczył. By w przyszłości nie zawiódł siebie oraz bliskich.