Kamil Sipowicz opowiedział o śmierci Kory. Wstrząsający wywiad
Kamil Sipowicz udzielił wywiadu "Newsweekowi", w którym opowiedział o chorobie Kory (†67 l.) i żałobie po jej śmierci.
Artystka zmarła 28 lipca po długiej i wyczerpującej chorobie nowotworowej.
W ostatnich dniach była już bardzo słaba, nie wstawała z łóżka, w końcu w ogóle przestała mówić.
Jej odejście było szokiem nie tylko dla rodziny, ale i milionów fanów.
W wywiadzie dla "Newsweeka" Kamil Sipowicz wyznaje, że nadal nie może pogodzić się ze śmiercią żony, wciąż płacze i ma myśli samobójcze. Wie jednak, że Kora chciałaby by żył.
"Mam takie myśli, ale ponieważ mam też kontakt z Korą, to wiem, że nie mogę się zabić, bo sprzeniewierzyłbym się jej woli" - mówi.
Podkreśla, że wciąż ma duchowy kontakt z żoną. Co więcej, ingeruje ona w jego życie!
"Zdarza mi się, że siedzę w domu i nagle sam uruchamia się telewizor. Patrzę, a na ekranie ikona Kory, bo każde z nas miało własną do uruchomienia programów i włącza się serial 'Maniac'. Wiem, że to brzmi jak historyjka z horroru klasy B o duchach, ale to wydarzyło się naprawdę" - zapewnia Sipowicz na łamach "Newsweeka".
Zdradza, że gdy Kora pogodziła się ze śmiercią i była jeszcze świadoma, nagrał z nią dwie przejmujące "spowiedzi", w których artystka wyjawiła mu swoje tajemnice.
"Mówiła, że to, co ujawniła w książce 'A planety szaleją", to pikuś. Kora bardzo tęskniła, zwłaszcza w tym ostatnim okresie życia, za dzieciństwem. Za czasem, który został jej ukradziony".
W wywiadzie Sipowicz opowiada również o piekle choroby, tym, jak Kora pod wpływem przerzutów na mózg zmieniła się nie do poznania.
Jak mówi, był moment, gdy była bardzo szczęśliwa. Potem zaczynała się "jazda w przeciwnym kierunku": potwornie krzyczała, wyrzucała go z domu, była agresywna, pobudzona, nie mogła spać, niszczyła rzeczy, cięła jego kapelusze.
"Kazała nam zmieniać dywany z pokoju do pokoju, przenosić łóżka. Krzyczała, że wszystko jest źle. Równo, nierówno, góra, dół. Była w niezwykłym stanie pobudzenia. Wszystko, co możesz sobie wyobrazić najgorszego, to było. Wszystko. Wszystko po kolei" - opowiada.
Po przeprowadzce na Roztocze zaczęły się ataki potwornego bólu. Największym wparciem okazała się wówczas opiekunka.