Kamila Mścichowska i Andrzej Łapicki: Ich uczucie zdziwiło wszystkich!
On uciekał przed starością, ona znalazła w nim prawdziwego przyjaciela!
Gdy zauważył ją w redakcji miesięcznika "Teatr", przekroczył osiemdziesiątkę i od ponad czterech lat był wdowcem.
W te dni, kiedy Andrzej Łapicki pojawiał się w redakcji, przynosząc pisane ręcznie, jak na mężczyznę starej daty przystało, felietony, Kamila Mścichowska przychodziła jako pierwsza, żeby zająć się autorem i przepisać jego tekst na komputerze.
Na początku nie lubiła tych spotkań. Tremowały ją.
Nie wiedziała, jak się zachować, obcując z historią polskiego teatru.
Na przykład nie powinna iść przodem, odwrócona plecami. Dlatego szła bokiem.
Raz o mały włos nie spadła ze schodów.
Najpierw zauważyła, że Andrzej Łapicki ma świetną pamięć. Po prostu chodząca encyklopedia.
Pamiętał wszystko: premiery i konstelacje towarzyskie.
Dla teatrolożki było to fascynujące.
Początkowo nie patrzyła na niego jak na mężczyznę. W końcu mógłby być jej pradziadkiem.
On zauważył jej tremę i odnotował, że dziewczyna ma męski umysł. Zaczęli rozmawiać.
Mieszkać razem po ślubie?
A potem pojawił się flirt.
Zaprosił ją na kawę.
Parą zostali po trzech miesiącach, po czterech wzięli ślub.
Kiedy jej się oświadczył, zapytała, czy to oznacza, że będą razem mieszkać.
Odpowiedział, że nie, nadal będzie dojeżdżać metrem.
Kamila znalazła USC w Sokołowie Podlaskim. Tylko tam mieli tak szybki termin.
I, co równie ważne, uroczystość udało się utrzymać w tajemnicy.
Cztery lata od śmierci żony do poznania Kamili, aktor spędził w szlafroku.
Przez większą część dnia siedział przed telewizorem.
Realny świat coraz mniej go interesował.
Gosposia przynosiła śniadanie.
Młodsza o sześćdziesiąt lat kobieta wniosła do jego egzystencji życie.
Choć od razu powiedziała mu, że nie umie i nie lubi gotować.
(...)
Małżeństwo z Kamilą Andrzej Łapicki nazywał samobójczym krokiem.
Było w tym trochę ironii, bo przecież tą niezwyczajną miłością - w końcu dzieliło ich 60 lat, a więc trzy pokolenia - interesowała się cała Polska.
Andrzej Łapicki po raz pierwszy w życiu doświadczył zainteresowania paparazzi.
Stali przed klatką schodową jego bloku na warszawskim Mokotowie, fotografując go na spacerach z żoną, co znosił z cierpliwością.
Racjonalna i zdystansowany
"Ludzi przeraża w życiu to, że jest niepowtarzalne. Może i jest, ale ja pomyślałem: dobrze, a ja zrobię bombę i sobie je powtórzę" - mówił w wywiadzie.
Podkreślał, że Kamila była jego pomysłem na pokonanie nudy starości.
"Bo starość - powtarzał - przede wszystkim jest nudna".
Sędziwy aktor znów zaczął grać.
I po raz pierwszy w życiu wystąpił w... serialu: "M jak Miłość". Za sprawą żony.
"Mówi, że jestem rządzialska, ale chętnie ulega" - chwaliła męża Kamila.
"Ja jestem racjonalna, nawet przesadnie, a mąż zdystansowany. Ja lubię brać odpowiedzialność, kierować, a mojemu mężowi to bardzo odpowiada".
Andrzej Łapicki znów podróżował. Mediolan, Sopot, Międzyzdroje.
I miał plany na przyszłość: wakacje, nowa rola w teatrze.
Latem 2012 roku aktor poczuł się gorzej. Trafił do warszawskiego szpitala MSWiA na oddział nefrologii (schorzenia nerek).
Kamila troskliwie się nim opiekowała.
Odebrała go ze szpitala. Wrócili do domu.
Aktor zmarł we śnie 21 lipca 2012 roku.
Na pogrzebie Kamila siedziała w pierwszym rzędzie obok jego dzieci.
Kilka dni później zapakowała rzeczy męża do dwóch czarnych worków i wyrzuciła na śmietnik.
W końcu wyprowadziła się z jego mieszkania.
Po mężu zostało jej jedynie nazwisko.
Kamila Łapicka prowadzi ciche i skromne życie. Jak przed ślubem.
EP