Kammel pracuje w TVP mimo krytyki. Dopiero teraz wyznał, dlaczego
Świątek, piątek i niedziela, niezależnie od wichrów historii i tego, kto zasiada na stołku prezesa TVP, Tomasz Kammel pozostaje flagowym nazwiskiem publicznego nadawcy. Wielokrotnie za to krytykowany i oskarżany o oportunizm gwiazdor postanowił w końcu zapoznać opinię publiczną ze swoją filozofią. Oto dlaczego pozostał w TVP.
Tomasz Kammel to flagowa twarz publicznej telewizji. Niezależnie od tego, kto zasiada u sterów rządów, Tomek niezmiernie jest twarzą rozrywki spod znaku Woronicza. Ostatnio podzielił się swoimi przemyśleniami na temat pracy w TVP. W rozmowie ze Światem Gwiazd wyjaśnił, dlaczego zawsze pozostawał związany ze stacją.
Kammel rozpoczął swoją karierę w TVP w 2007 roku. Zasłynął jako prowadzący przede wszystkim programów rozrywkowych. Od kilku lat spotyka się z krytyką za to, że pozostał w TVP po 2016 roku, kiedy Jacek Kurski objął kierownictwo stacji.
W wywiadzie Kammel tłumaczył swoje motywy. Podkreślił, że jego filozofia opiera się na miłości, tolerancji i otwartości. Uważa, że poprzez swoją pracę może więcej zdziałać, promując te wartości.
"Ja się zajmuję rozrywką. W programach, które prowadzę, jest miejsce na miłość, tolerancję, otwartość i uważam, że będąc tam i krzewiąc te drogie dla mnie wartości, zrobię więcej, niż gdybym na przestrzeni tych lat miał się stamtąd, przepraszam państwa, zawijać, bo ktoś tak uważa. No więc taka jest moja filozofia" - powiedział.
Kammel zaznaczył też, że czuje się odpowiedzialny za relację z widzami. Stwierdził, że nie wyobraża sobie odejścia z TVP, bo nie chciałby zawieść swoich wiernych fanów.
"Jestem z tą firmą związany od kilkudziesięciu lat, tak jak moi widzowie są ze mną od kilkudziesięciu lat. I nie wyobrażam sobie, a przynajmniej jeszcze do tej pory sobie nie wyobrażałem, że miałbym się stąd gdzieś przenosić, bo dlaczego ja miałbym im to robić?" - wytumaczył.
Zobacz też:
Kammel chciał wykazać się w tańcu. Nie wyszło i został bez pracy
Tomasz Kammel pokazał, że nie obawia się o pracę w TVP. Na to wydał krocie
Żenująca wpadka w "Pytanie na śniadanie". Krzan nie wiedziała, co począć