Karol Strasburger po śmierci żony układa sobie życie na nowo
Karol Strasburger (68 l.) przyznaje, że nie jest łatwo żyć w pojedynkę, bo nigdy nie był typem samotnika. Po śmierci żony stara się jednak żyć. Uprawia sport, podróżuje i może nawet... się zakocha!
W lipcu obchodzi pan 69. urodziny. Zrobił pan już podsumowanie ostatniego roku?
- Nie robię takich rzeczy. Minął kolejny rok. Jak zawsze zdarzały się lepsze i gorsze chwile. Dla mnie ważne jest to, żeby sympatycznie przeżyć każdy dzień.
Jest panu dobrze z tym wiekiem?
- Nie czuję symptomu starości (śmiech). Natomiast najgorszą rzeczą jest to, że teraz zaczyna się odliczanie wstecz. Po prostu wiem, że życie nie trwa wiecznie, że zmierzamy do jakiegoś końca, którego nie znamy. Z drugiej strony takie myślenie napędza do działania, do nietracenia czasu, do robienia wszystkiego, aby być w dobrej formie psychicznej i fizycznej.
Nadal uprawia pan sport?
- Sport to tak naprawdę 80 proc. mojego życia. Dziś na przykład wiem, że w sierpniu wyruszę kamperem do Chorwacji na windsurfing, a w grudniu jadę na narty i już się cieszę. To mobilizuje mnie do ćwiczeń. Jak mi się nie chce wyjść z domu, to zaraz myślę, że mam turniej tenisowy, więc warto trochę się poruszać, pójść na rower. Sport mnie nakręca.
A jak radzi sobie pan 3 lata po śmierci żony?
- Byłem przyzwyczajony, że jednak przez 30 lat jest ta druga osoba. Dziś wokół mnie jest wiele dobrych dusz, przyjaciół. Jest duża różnica pomiędzy byciem samotnym, a byciem samemu, ale nie chciałbym tak bardzo wnikać w moje osobiste sprawy. Na pewno nie zawsze jest mi łatwo, bo ja jestem człowiekiem "stadnym". Trzeba jednak jakoś się z tym uporać.
Pan się uporał?
- Zawsze będzie mi brakowało mojej żony, bo nie da się wymazać z pamięci wielu pięknych wspomnień. Należy jednak zastanowić się, czego od życia oczekujemy po stracie bliskiej osoby. Jeśli nic już nie oczekujemy, czyli dokonujemy jakiegoś wyboru, to skazujemy się na samotność, izolujemy. Stwierdziłem, że chcę dalej żyć i robię wszystko, aby to życie było atrakcyjne. Staram się tak układać codzienność, żeby była mimo wszystko radosna i miła. Bo innego wyjścia nie ma. Pojawiają się sytuacje złe, ale staram się szybko z nich wyjść.
Panu wtedy ktoś pomaga?
- To stany, z jakimi musimy zmierzyć się sami. Jest taka mądrość, którą kiedyś usłyszałem: życie jest takim plecakiem, do którego wkładamy nasze doświadczenia, emocje, przeżycia. Idziemy z nim sobie. Plecak jest coraz bardziej wypełniony, życie jest pełniejsze. I przychodzi moment w życiu, że bliska osoba odchodzi. Omal nie upadamy. Nie mamy siły dalej iść, czasem się czołgamy. Żeby móc włożyć coś nowego, coś, co nam ulży, musimy wyjąć jakąś część emocji i zamknąć w szufladzie na klucz, by mó cdalej iść z tym plecakiem. A tę szufladę otwierać tylko czasami.
I pan wraca czasem do tej szuflady?
- Nie da się nie wracać. Chyba że człowiek rozstaje się z kimś, z kim go nic nie łączyło. W moim wypadku tak nie było. Tylko jest jedno "ale"...
Czytaj dalej na następnej stronie
Jakie?
- Nie chcę żyć tym, co było kiedyś, bo tego już nie ma. To był fajny czas, nie żałuję tych wspólnie spędzonych lat. Teraz chcę wrócić na plan "Pierwszej miłości", na deski teatru i grać najlepiej, jak potrafię. Chcę robić premierowe odcinki "Familiady", bo mimo iż prowadzę ją od 22 lat, to wciąż lubię ten program, chcę spotykać się z ludźmi, grać w tenisa i podróżować.
Nie żałuje pan, że nie doczekaliście się dzieci?
- Żałuję, ale też nigdy nie wiadomo, co by było gdyby. Nie można ciągle myśleć o tym, co się nie wydarzyło. Trzeba koncentrować się na tym, co przed nami.
Chciałby pan jeszcze się zakochać?
- Oczywiście, że chcę ułożyć sobie życie. Miłość w życiu jest najważniejsza. Wiem, że są ludzie, którzy po śmierci bliskiej osoby nie chcą układać sobie świata od początku. To chyba muszą być piekielnie silni ludzie. Nie potrafiłbym tak. Odnalezienie właściwej osoby jest jednak bardzo trudne. I wiem, że nie można szukać kogoś podobnego do osoby, z którą dotąd dzieliliśmy życie. Trzeba uświadomić sobie, że nie ma dwóch takich samych ludzi, więc należy akceptować inność i pamiętać tylko, że ta inność musi być zbliżona do naszych cech i wartości. Dwoje ludzi musi grać w tej samej drużynie.
A jakie kobiety zwracają pana uwagę?
- Kobieta powinna o siebie dbać zewnętrznie, ale i wewnętrznie. Tę dbałość rozumiem poprzez chęć ciągłego doskonalenia siebie, zainteresowanie światem, posiadanie pasji, talentów. Kobieta nie może być zdystansowana do innych. Lubię uśmiechnięte, komunikatywne, inteligentne osobowości, pełne empatii i życzliwości.
Za każdym razem, kiedy pojawia się przy panu kobieta, jest to szeroko komentowane...
- Bardzo się na to nie godzę. Uważam, że każdy człowiek ma prawo układać sobie życie na nowo po śmierci partnera czy partnerki, w stosownym dla siebie czasie. Wypowiadanie się osób postronnych, że za wcześnie, za późno, nie z tą, tylko z tamtą, jest wysoko niestosowne.
Czytał pan te komentarze na swój temat?
- Czytałem większość tych niesprawiedliwych hejtów, np.: że śmiałem wyjść do ludzi, że się uśmiecham, że próbuję funkcjonować normalnie. Byli też tacy, którzy ośmielali się twierdzić, że na pewno zdradzałem żonę, skoro pokazuję się z kobietą publicznie, mimo że - tu cytuję - "żona jeszcze nie ostygła"! To nie mieści mi się w głowie, że można używać tak okrutnych słów w stosunku do kogoś, kogo się nawet nie zna. Według wielu kierujących krzywdzące opinie pod moim kątem, jestem skazany na to, by zamknąć się w domu, wychodzić tylko do pracy i płakać każdego dnia nad grobem. Nikt z tych ludzi nie wie, ile przeszedłem. Proszę nie oceniać, bo wdowcy muszą zmagać się z wieloma problemami i emocjami. Nikomu nie życzę znaleźć się w takiej sytuacji. I ten, kto tego nie przeżyje, nie ma o tym zielonego pojęcia.
***
Zobacz więcej materiałów z życia celebrytów