Kasia Smutniak pochodząca z Piły modelka i aktorka, od 17. roku życia mieszka we Włoszech. Po udanej karierze w modelingu, odnosi sukcesy w aktorstwie. Gra zarówno w produkcjach włoskich, jak i hollywoodzkich i francuskich. Biegle zna trzy języki obce i, o czym mało kto wie, ma licencję pilota szybowcowego. Jest bardzo zaangażowana w pomoc charytatywną na rzecz mieszkańców Nepalu. Dzięki jej staraniom powstała szkoła w jednym z najbardziej odizolowanych od cywilizacji miejsc na świecie, znanym pod nazwą Mustang.
Smutniak zbudowała we Włoszech solidną pozycję zawodową. Jej uroda, wszechstronność i talent lingwistyczny skłania zarówno Włochów, jak i Francuzów do porównywania jej do Moniki Bellucci. Bywa nazywana jej młodszą siostrą.
Mimo to aż 6 lat zwlekała z ujawnieniem choroby, z jaką się zmaga. Bielactwo zdiagnozowano u Smutniak w 2013 roku. Przyznała się do choroby dopiero 3 lata temu. Jak tłumaczyła, obawiała się reakcji branży modowej, z którą jest związana zawodowo. Jak napisała wtedy na Instagramie:
Dorastanie to także nauka akceptowania wszystkiego, co przynosi nam życie. Dorastając, nauczyłam się też czegoś innego — akceptowanie nie wystarczy. Musisz kochać swoje wady! Przez ostatnie sześć lat nauczyłam się akceptować i kochać siebie za to, kim jestem. To była podróż, nie wszystko przyszło od razu… I dopiero dzisiaj mam ochotę podzielić się z wami tą myślą.
Smutniak żyje z nieuleczaną chorobą
Na szczęście przez minione lata branża modowa przeszła prawdziwą rewolucję. Przez ten czas na wybiegach i w kampaniach reklamowych światowych marek pojawiły się modelki w różnym wieku i rozmiarach, a także modelki z niepełnosprawnościami, zespołem Downa i bielactwem. Mimo to Smutniak miała obawy, czy dobrze zrobiła, ujawniając prawdę o swojej chorobie:
Z jednej strony byłam dumna, że pokazałam prawdziwą siebie. Z drugiej, bałam się braku akceptacji. Tak naprawdę nic się nie wydarzyło. Pojawiło się wiele wsparcia, ale przede wszystkim przestałam widzieć plamy. Tak jak pieprzyki. (...) Pewnego dnia pomyślałam: „Istnieją setki filtrów Insta, które sprawiają, że jesteś piękniejszy, brzydszy, więcej kota, więcej astronauty, więcej nie wiem czego. … Dlaczego nie zrobić filtra upiększającego, który pokaże ci, jakbyś wyglądał z bielactwem ”? Zabrałam się więc do pracy nad moim filtrem kosmetycznym, który nazwałam #Beautyligo
Na szczęście stało się dokładnie odwrotnie. To właśnie branża modowa nauczyła ją, by nie przypisywać plamom, wywołanym przez bielactwo większego znaczenia niż pieprzykom, które mogą stać się wyróżniającym detalem, jak w przypadku Cindy Crawford. Jak ujawniła Smutniak w najnowszym wywiadzie dla magazynu „Elle”, przez minione lata nauczyła się żyć z chorobą:
Coś absolutnie niepotrzebnego, co jednak nie sprawia bólu. Okazało się, że po prostu nie potrafiłam pogodzić się z faktem, że nie kontroluję swojego ciała. Dotarło do mnie, że muszę zaakceptować bielactwo, bo z nim i tak nie wygram. Ale lata zajęło mi zrozumienie, że akceptacja nie oznacza poddania się. (...) Patrzę w lustro i nie widzę plam. Mam ich świadomość, ale ich nie widzę.
Objawy choroby są u Smutniak widoczne głównie na dłoni, jednak w przypadku tej choroby trzeba liczyć się z rozprzestrzenianiem się plam. Na tę ewentualność modelka przygotowuje się emocjonalnie używając stworzonego przez siebie filtra.
Zobacz też:
Kasia Smutniak na granicy z Białorusią. Mówi Włochom, jak wygląda sytuacja w PolsceCannes 2021: Kasia Smutniak zachwyca na czerwonym dywanie! Co za kreacja
Anna Wendzikowska kusi na plaży. Fani zachwyceni: „Piękno i bóstwo”


***








