Katarzyna Bujakiewicz wciąż tęskni za Przybylską. Tego się od niej nauczyła
5 października minęła 10 rocznica śmierci Anny Przybylskiej. Aktorka znana z ról w filmach "Ciemna strona Wenus", "Kariera Nikosia Dyzmy", uwielbiana Marylka z serialu "Złotopolscy" zmarła w wieku zaledwie 36 lat. W dniu jej pogrzebu na trasie konduktu na terenie Gdyni, rodzinnego miasta aktorki, pojawiły się tłumy zapłakanych fanów z jej portretami i transparentami: "Jesteś w naszych sercach".
8 lat po śmierci Anny Przybylskiej powstała książka, a potem film dokumentalny pod takim samym prostym i bezpretensjonalnym tytułem "Ania", nakręcony w porozumieniu z bliskimi aktorki, przez reżyserski duet odpowiedzialny za filmowe biografie Krzysztofa Krawczyka i Maryli Rodowicz.
W pewnym stopniu wyjaśnił on fenomen aktorki, która, chociaż nigdy nie ukrywała, że najważniejsza jest dla niej rodzina, zagrała kluczowe role w wielu produkcjach, w tym takich, które doczekały się statusu kultowych.
Osobowość Anny Przybylskiej próbuje w wywiadach przybliżyć jej najbliższa przyjaciółka, Katarzyna Bujakiewicz. W rozmowie z Marzeną Rogalską tłumaczyła, że urok Przybylskiej opierał się na naturalnym luzie:
"Anka pokazała mi, że można mieć rodzinę i można się spełniać zawodowo. Ja byłam obłożona tym: musisz, musisz, musisz, a Anka naturalnie miała na to wywalone. Ona nic nie musiała, ona była. To samo jej wszystko przychodziło. Ona mówiła: Jarek [Bieniuk, wieloletni partner aktorki - przyp. red.] ma teraz wolne, więc choćby Wajda zadzwonił, to mnie nie interesuje, jadę na wakacje".
Przybylska i Bujakiewicz poznały się w 2002 roku na planie filmu "Rób swoje, ryzyko jest twoje" i szybko stały się nierozłączne. Jak wspomina aktorka w biograficznej książce "Ania", spędzały nawet razem walentynki. Kiedy Przybylska z rodziną przeprowadziła się do Poznania, rodzinnego miasta Katarzyny, Bujakiewicz stała się prawie domownikiem.
Po śmierci przyjaciółki przez kilka lat odmawiała dziennikarzom rozmów na temat łączącej ich relacji. Z czasem jednak poczuła potrzebę podkreślania jej wyjątkowości. Jak wyznała w rozmowie z Marzeną Rogalską:
"My się trafiłyśmy tak samo temperamentne, z takim samym spojrzeniem na celebryctwo, na show biznes, na poczucie humoru, śmianie się z co niektórych zachowań naszych kolegów, zbieranie od nich i właśnie taki kij, przysłowiowy wyciągamy albo wypuszczamy powietrze trochę i bawimy się po prostu tym zawodem, bo go lubimy, bo go kochamy".
W udzielonym kilka lat temu wywiadzie dla Wirtualnej Polski, Bujakiewicz wspominała, jak wielkim szokiem okazało się dla Przybylskiej odkrycie, że na randkę z ukochanym przyjaciółka wybiera się do restauracji, zamiast olśnić go własnoręcznie przygotowanymi potrawami.
Jak wspominała Bujakiewicz, według Przybylskiej "dom musiał pachnieć obiadem". Do wątku zaangażowania aktorki w życie rodzinne, wróciła w rozmowie z Rogalską:
"Trzeba było przebrać Oliwię, iść na spacer, na zakupy, obiad ugotować, pójść na fitness, zająć się sobą, a praca była przy okazji. Odległość od Warszawy, w której nigdy nie mieszkała, dawała też taki naturalny, zdrowy dystans. I dlatego tak dobrze mi z nią było, bo mogłyśmy razem wyśmiać te problemy: za gruba, za chuda, za jakaś tam, casting wygrany, niewygrany… "
Zobacz też:
Mieli trójkę dzieci, ale nigdy nie byli małżeństwem. Przybylska żałowała, że tak szybko wzięła ślub