Katarzyna Żak skomentowała plotki o kryzysie małżeńskim, Teraz już wszystko jasne!
Już kilka razy głośno było o jej rozwodzie, na szczęście za każdym razem okazywało się, że to zwykła plotka. Temat rozstania znów powrócił. Czy w ostatnich doniesieniach jest choć ziarno prawdy? Katarzyna Żak (52 l.) zdradziła „Na Żywo”, czy jej związek rzeczywiście wisi na włosku, jak radzi sobie z plotkami i dlaczego można ją czasem spotkać z przystojnymi mężczyznami.
Podobno rozwodzi się Pani po 30 latach szczęśliwego małżeństwa?
- Mój Boże, który to już raz musimy z Cezarym przechodzić przez nasze rozstanie. Oczywiście to medialne, bo o innym nawet nie myślimy. Ostatnio, gdy pojawimy się osobno na jakimś ważnym wydarzeniu czy uroczystości, to następnego dnia rozwód w mediach mamy gotowy.
Takie nieprawdziwe doniesienia o rozwodzie bolą?
- Bardziej zadziwiają. Rodzina i znajomi też się przyzwyczaili. Ale gdy po raz pierwszy ukazała się taka plotka, zabolało. Najbardziej uderzyła w nasze mamy, dzieci. Wciąż odbieraliśmy telefony. "Co się stało? Dlaczego się rozwodzicie?" - zatroskani bliscy zasypywali nas pytaniami.
Czy można się przyzwyczaić do takich sytuacji?
- Do tego, że ktoś ewidentnie wchodzi z butami w nasze życie? A jak pani sądzi?
To jaki ma Pani na to sposób?
- Kiedyś Mark Twain, gdy rozpowszechniła się plotka o jego śmierci, zorganizował konferencję prasową, na której powiedział: "Pogłoski o mojej śmierci są przesadzone". Ja nie zamierzam się do tego odnosić. Po ostatniej "sensacji" miałam kilka telefonów, ale powiedziałam, że nie zamierzam niczego komentować. Nie chcę się tłumaczyć.
To niech chociaż Pani powie, jak mimo tych powtarzających się ataków udało się Państwu przeżyć wspólnie 30 lat.
- Nawet 31. Ale nie mam na to gotowej recepty, którą mogłabym się podzielić. Jak byłam młoda, wydawało mi się, że znam przepisy na wszystko. Ale im jestem starsza, im więcej przeżyłam, dostałam od życia kopniaków, tym mniej wiem. Może odpowiedni ludzie muszą się spotkać w odpowiednim czasie? Może trzeba kierować się podobnymi wartościami w życiu? A może po prostu chcieć ze sobą być?
Uprawiacie z mężem ten sam zawód. Razem w domu, razem w pracy, to chyba niełatwe.
- Ale my rzadko pracujemy przy tej samej produkcji. Nawet w"Ranczu" mało mieliśmy wspólnych scen. Czasem dziennikarze pytają mnie, czy nie ma między nami zazdrości. Ale o co mamy rywalizować? Przecież ja nie dostanę roli, którą może dostać Cezary, choćby z racji płci (śmiech).
Chodzi mi raczej o pewną wrażliwość, napięcie przed premierą...
- Bez przesady. To po prostu czas większego skupienia. Bardzo się wtedy wspieramy, bo rozumiemy, jakie to w tym momencie ważne. Kiedy mam premierę, muszę się do niej przygotować. Wówczas Cezary przejmuje większość domowych obowiązków. I na odwrót.
Macie Państwo czas tylko dla siebie? Na wspólne rytuały?
- Po długim czasie intensywnej pracy lubimy razem gdzieś wyjechać, by chwilę pobyć ze sobą, nawet w milczeniu. A potem znów trzeba pędzić do swoich zajęć. Odkąd w styczniu wydałam płytę, bardzo dużo koncertuję i jeżdżę po Polsce. Jeśli ktoś zobaczy mnie samą w innym mieście lub z czterema przystojnymi mężczyznami, moimi muzykami, to nie jest znak, że wyprowadziłam się z domu i zaczęłam nowe życie (śmiech).
***
Zobacz więcej materiałów z życia celebrytów