Reklama
Reklama

Kazimierz Deyna to do dziś piłkarska legenda. Kulisy jego życia mogą szokować

Kazimierz Deyna (†41 l.) na boisku walczył jak generał i zwyciężał. W życiu silniejszy był alkohol i hazard. Gubiły go też kobiety. Targany namiętnościami nie panował nad pożądaniem...

"Deyna Kazimierz. Nie rusz Kazika, bo zginiesz" - tak do dziś śpiewają jego wierni kibice. Legenda piłkarza jest dla nich niepodważalna, więc noszą ją w sercach i wolą nie pamiętać, że jego życie skrywało mroczne tajemnice. 

- Był świetnym graczem na boisku, ale słabym człowiekiem. Sekcja zwłok wykazała dwa promile alkoholu we krwi. Gdyby częściej słuchał żony, pewnie by żył... - wyznała w wywiadzie Mariola Deyna, jego żona. 

Los wyposażył Kazika szczodrze. Dostał nie tylko talent, ale też szansę, aby spełniać marzenia. Kiedy w 1966 r. przyjechał do Warszawy i trafił do drużyny Legii, miał zaledwie 19 lat. 

Reklama

Małomówny chłopak ze Starogardu Gdańskiego już wtedy nie narzekał na brak powodzenia u kobiet. Romansował więc chętnie i zazwyczaj dostawał to, czego pragnął. Nie krępował się specjalnie kolegami z drużyny, zdarzyło mu się uwieść konduktorkę w pociągu, bo nie potrafił utrzymać na wodzy pożądania, które targało nim na widok kobiety. 

Dwa lata po tym, jak zadomowił się w stolicy, zrobił pierwszy krok, aby się ustatkować. To wtedy zakochał się od pierwszego wejrzenia w  Marioli Polaski na Lotnisku Okęcie. 

- Potrafił wsiąść w samolot i za godzinę być u mnie w Poznaniu. Czasem nawet spóźniał się na trening - wspominała Mariola. 

Ślub wzięli w 1970 r., ale małżeństwo ze starszą o trzy lata Wielkopolanką nie wpłynęło na zachowania sportowca. Kobiety u jego boku zmieniały się jak zdjęcia w kalejdoskopie. Nawiązywanie intymnych kontaktów ułatwiały mu wyjazdy na mecze i zgrupowania. W Warszawie, gdzie czujne oko żony bacznie go obserwowało, zawsze mógł liczyć na pomoc kolegów z drużyny.

- Kiedyś, poznawszy dziewczynę, zwolnił się z treningu. Miałem już wtedy mieszkanie i udostępniłem je Kaziowi. Moja żona akurat pojechała do swojej matki, ale moja matka, która miała klucze, wpadła z niezapowiedzianą wizytą. Na stole w kuchni zobaczyła majtki i biustonosz. Kazik tylko wychylił głowę z  pokoju i zaraz zamknął się w nim z panienką. Matka zdążyła zobaczyć jego czarne włosy i do końca życia nie wierzyła mi, że to nie byłem ja - opowiadał skrzydłowy Janusz Żmijewski.

Gdy wraz z Legią pojechał na tournée po Australii, z dala od żony, puściły mu wszelkie zahamowania. 

- Przyszedłem po kolacji do pokoju i ujrzałem Kazika z wypiekami na twarzy, a na łóżku jakąś kobietę prężącą się jak kotka, która na mój widok próbowała nieudolnie zasłonić piersi... Opuściłem pokój, zostawiając ich razem. Za chwilę on wyszedł za mną na korytarz i podniecony zakomunikował: "Enzo, będziemy mieli w pokoju pięć kobiet. Jeden z zaprzyjaźnionych polonusów zobowiązał się, że zorganizuje nam ekstrazabawę" - wspominał napastnik Legii, Tadeusz Nowak. 

Jak wieść niesie, Deyna dotrzymał obietnicy danej koledze z boiska... 



Czytaj dalej na następnej stronie

Był genialnym piłkarzem. Francuscy dziennikarze nazywali go nawet generałem. W kraju szybko stał się legendą. Gdy wracał z żoną po meczach do domu, milcząco eskortował go tłum kibiców. Fani dbali, aby bezpiecznie dotarł do celu... Czy wiedzieli, że życie ich idola nie było usłane różami? Kazik, choć doczekał się ukochanego syna Norberta, martwił się, że nie mają z Mariolą więcej potomstwa.

- Marzyliśmy, żeby mieć dużo dzieci, jednak nie mogłam utrzymać kolejnych ciąż. Mieliśmy konflikt serologiczny - wyznała Mariola w wywiadzie.

Z czasem do problemów osobistych dołączyły też zawodowe. Deynie nie pozwolono wyjechać na Zachód po Mundialu w 1974 r. Dopiero cztery lata później trafił do Manchesteru City. Na Wyspach kariery nie zrobił, a rozczarowany coraz częściej sięgał po alkohol. 

- Graliśmy ostro na boisku, ale poza nim też. Po każdym meczu szło się całą drużyną na piwo. "Kazi" oczywiście chodził z nami, popijaliśmy piwko, a on wódkę. Na butelki - opowiadał Peter Barnes, kolega Deyny z drużyny. 

Kiedy Kazik wypadł z pierwszego składu, sfrustrowany poszedł na całość. Po pijanemu spowodował wypadek, wioząc w samochodzie syna! Zaczął też regularnie bywać w kasynach, gdzie przegrywał duże sumy. Marioli zaczęło brakować sił na takie życie u  boku legendy. Coraz częściej między małżonkami dochodziło do awantur. 

Po kolejnej kraksie Kazik dostał nakaz opuszczenia Wielkiej Brytanii i wraz z rodziną osiadł w USA. Choć zarabiał tam niezłe pieniądze, to oszukany przez swojego menadżera stracił 350 tysięcy dolarów - oszczędności całego życia. Po tym ciosie już nigdy się nie podniósł...

- Starałam się stworzyć mu szczęśliwy dom. Mieszkaliśmy w cudownym miejscu, mieliśmy basen, słońce, pod oknami naszych sypialni pachniały azalie. Kazimierz był samotnikiem. Potrafił wyłączyć się z życia towarzyskiego czy rodzinnego, a potem wracał jakby nigdy nic - zdradziła jego żona. 

Wspominała też, że kiedyś zniknął z domu na trzy tygodnie, a po powrocie sprezentował jej pierścionek z  brylantem i futro z norek. Jednego nie mógł jej ofiarować - siebie, więc w końcu wystawiła mu walizki za drzwi. 

Ten zimny prysznic jednak go nie ostudził. Szybko związał się z inną kobietą i zajął się szkoleniem młodzików. Planował zdobyć uprawnienia trenerskie i profesjonalnie wykonywać ten zawód. Ale nie zdążył... W nocy 1 września 1989 r., prowadząc samochód po pijanemu, zasnął za kierownicą. Jego auto wbiło się w stojącą na poboczu ciężarówkę. Impet uderzenia zmiażdżył przód białego Dodge’a Colta. Deyna zginął na miejscu... 

- Jak zobaczyłam jego zmasakrowaną twarz, natychmiast zemdlałam - po latach wspominała Mariola.

Pochowano go na cmentarzu El Camino Memorial Park w San Diego. Na jego grobie kibice zostawiali nie tylko znicze i kwiaty, ale też karteczki z napisami: "Mariolu, zwróć go nam". W końcu ich posłuchała. W czerwcu 2012 r. przywiozła prochy ich idola do Polski.

***
Zobacz więcej materiałów o gwiazdach i celebrytach

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy