Klara Bielawka: Nie tylko filmowa żona Martyniuka
Klara Bielawka (35 l.) rolą w filmie "Zenek" zachwyciła nie tylko widzów, ale i krytyków. Aktorka do tej pory swoją karierę rozwijała głównie w teatrze, gdzie nie brakowało ekscytujących, a czasami nawet dramatycznych przeżyć...
"Olśniewająca rola, znakomita aktorka, która dokonała cudów. Zagrała rolę, która nie została praktycznie napisana, ona nie ma co robić w filmie, nie ma swojej tożsamości, a wyszło prawie jak u Pedro Almodóvara" – zachwycał się niedawno Tomasz Raczek rolą Klary Bielawki w filmie o Zenku Martyniuku (sprawdź!).
Sama aktorka, znana do tej pory przede wszystkim z teatru, mówi, że przyjęła propozycję roli, chociaż disco polo zdecydowanie nie jest jej muzyką, bo zainteresowała ją historia Danuty Martyniuk.
"To kobieta ciekawa, nie jakaś zahukana biedna dziewczyna, tylko partnerka mężczyzny, który próbuje zrealizować swoje marzenia. A przy tym śledzimy jej losy przez 30 lat, co również jest niezwykle interesującym wyzwaniem" – mówi aktorka.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Stały gość na widowni
Nie ukrywa jednak, że dla fanów disco polo film może mieć za mało tej muzyki, a dla tych, którzy szydzą z całej subkultury, może być zbyt poważny, pokazujący, że disco polo odpowiadało na jakieś ważne zapotrzebowanie w chwili, gdy Polska przeżywała niełatwą transformację lat 90.
Klara Bielawka miała do czynienia z aktorstwem i teatrem od dziecka jako córka scenografki Barbary Hanickiej.
Jako mała dziewczynka widziała kilkadziesiąt razy spektakl "Tak zwana ludzkość w obłędzie” Jerzego Grzegorzewskiego.
Bajka to raczej nie jest, pewnie rozumiała z niego nie za wiele, ale za to znała wszystkie teksty na pamięć.
"Od początku też wiedziałam, że chcę być aktorką, poza chwilą, kiedy wydawało mi się, że lepiej zostać oceanografem i obserwować wieloryby, które uwielbiam… Ale mam chorobę morską" - wspomina.
"Jako dziecko często grałam różne role i nie chciałam z nich wychodzić. Przebierałam się za Matkę Boską albo Królewnę Śnieżkę i przestawałam reagować na swoje imię" - mówi.
Kiedy zdawała do szkoły aktorskiej, nie dostała się za pierwszym razem. I odczuła ulgę. Dlaczego?
Teraz już nikt nie mógł jej powiedzieć, że dostała się dzięki znajomościom swojej mamy, prowadzącej na tej uczelni zajęcia na wydziale reżyserii.
"Mama śmieje się, że jak tylko udało mi się wypatrzeć ją gdzieś na korytarzu, to chowałam się w najbliższej toalecie" - wspomina.
"Ona też się trochę bała, że wybrałam taki zawód, i chyba dopiero jak zobaczyła, jak gram w egzaminach reżyserskich, uwierzyła we mnie" - wyjawia.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Próba odporności psychicznej
Aktorkę interesuje teatr zaangażowany, chociaż grając w „Klątwie”, spektaklu wywołującym protesty, dowiedziała się, że ma to swoją cenę.
"Pewnego razu ktoś wniósł racę i granat" – wspomina.
"Ochrona natychmiast zareagowała, ale mało brakowało. To mogło być niebezpieczne nie tyle dla nas, bo schowalibyśmy się za kulisy, ile dla publiczności, która uciekając w panice, mogłaby się wzajemnie stratować. Był moment, kiedy policja musiała widzów eskortować, bo protestujący nie chcieli ich wpuścić do teatru" – dodaje.
Po takich emocjach szuka ukojenia w domowym zaciszu. Uwielbia spacerować z synami po warszawskim Polu Mokotowskim i Parku Ujazdowskim i czytać im książki.
***