Klich atakuje Kozyrę
Katarzyna Klich nie może zapomnieć słów Roberta Kozyry ze słynnego już wywiadu, w którym prezes Radia Zet skrytykował przedstawicieli polskiej sceny muzycznej. Piosenkarka sama udzieliła wywiadu, dotyczącego w zasadzie tylko Kozyry.
Robert Kozyra wsławił się udzielonym niedawno dla "Gali" wywiadzie, w którym oberwało się m.in. Dodzie, Natalii Lesz i Kasi Klich. Prezes radiowej "Zetki" wyśmiał rzekomą karierę muzyczną tej ostatniej:
"Pani Katarzyna ma w swoim repertuarze tylko jedną piosenkę Lepszy model, która przez chwilę była przebojem. To był właściwie żart. Zabawny tekst prościutka melodia. Od tego czasu nie udało jej się zaistnieć żadną inną piosenką" - stwierdził.
Prezes opowiedział wtedy historię dziwnego SMS-a. Pewnego dnia Klich zadzwoniła do niego na prywatny numer i próbowała się z nim umówić. Według wersji Kozyry, odparł jej wtedy, że powinna umówić się przez sekretariat. Po zakończeniu rozmowy Kasia miała wysłać mu wiadomość, w której dawała do zrozumienia, że jest zbulwersowana jego reakcją.
Tym razem w "Gali" wypłakuje się sama Klich. Zarzuca Kozyrze kłamstwo w sprawie tajemniczego SMS-a i całej sytuacji:
"Pan Kozyra kłamie jak z nut - chociaż mówienie w jego przypadku o znajomości nut nie jest chyba właściwe. (...) Przed wydaniem płyty Porcelana szukałam patronów medialnych. Oferta współpracy została wysłana m.in. do radia ZET, do dyrektora muzycznego pana Rafała Feyera i do pana Roberta Kozyry. Minęło kilka tygodni, nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi (...)." - wspomina Katarzyna.
"Zadzwoniłam więc do niego na komórkę. Dzień dobry, Kasia Klich z tej strony, czy mam przyjemność rozmawiać z prezesem Robertem Kozyrą? Najpierw po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza, a później nastąpiła taka reakcja, której nigdy bym się nie spodziewała. (...) Pan Kozyra zbeształ mnie, że dzwonię pod numer, którego mi nie dawał, a kiedy na pytanie: Czego pani chce?, odpowiedziałam, że chciałabym umówić się na spotkanie, oświadczył, że takie sprawy mam załatwiać przez sekretariat radia, i rzucił słuchawką".
"Pierwsza reakcja była taka, że wyślę temu panu SMS-a, że postąpił jak zwykły cham i prostak, że tak się nie robi, że nie traktuje się ludzi jak śmieci. Ale potem pomyślałam, że bardziej mu pójdzie w pięty, jeśli będę do bólu grzeczna. Więc wysłałam SMS-a mniej więcej takiej treści: Bardzo dziękuję za miłą rozmowę. Pozdrawiam, Katarzyna Klich. Po minucie dzwoni telefon, patrzę, Kozyra. Pomyślałam... zreflektował się... (...) Odbieram i słyszę krzyk: Pani jest bezczelna! i tyrada, jak w ogóle śmiem dzwonić na jego prywatny telefon (...). Pani jest niewychowana!. Odpowiadam, że skoro tak uważa, to nie będę z nim polemizować."
"Nie życzę sobie więcej od pani telefonów!. Mówię: Proszę mi wierzyć, już nigdy nie będę pana niepokoić, bo ja sobie tę rozmowę zapamiętam do końca moich dni. Po czym prezes rzekł: Życzę powodzenia i się rozłączył. (...) Na dowód tego, jak bardzo pan prezes mija się z prawdą, mam zamiar wystąpić do operatora sieci o udostępnienie treści wysłanego przeze mnie tego wielce obraźliwego SMS-a" - grozi Klich.