Kokaina prawie go zabiła
Robbie Wiliams przyznał, ze przed trzema laty miał tak duży problem z uzależnieniem od narkotyków, że był bliski śmierci. Piosenkarz powiedział, że w 2007 roku narkotyki ściągnęły go na samo dno. Jego stan był wówczas bardzo zły, chociaż wcale się tym wtedy nie martwił.
"To nie był dla mnie dobry czas. Umierałem. Znalazłem się w takim momencie, że naprawdę zupełnie szczerze nic mnie nie obchodziło" - wyznał wokalista w wywiadzie dla brytyjskiego magazynu "Radio Times".
"Niedługo wcześniej bardzo przytyłem i wpadłem w depresję. Dlatego myślałem sobie: teraz umrzesz, w porządku!" - dodał.
36-letni Williams twierdzi, że jego uzależnienie od narkotyków zaczęło się już w 1993 roku, kiedy po raz pierwszy spróbował kokainy od "pewnej gwiazdy pop", tożsamości której nie chciał ujawnić.
"Próbowałem wcześniej lżejszych narkotyków, ale nie kokainy. Myślę, że to był początek mojego osobistego problemu" - wyjaśnił były członek zespołu Take That.
Od czasu pobytu w klinice odwykowej w 2007 roku Williams, który jest obecnie zaręczony z aktorką Aydą Field, stara się przywrócić swojemu życiu właściwy bieg. Piosenkarz przyznał jednak, że w ubiegłym roku znów znacznie przybrał na wadze, tym razem za sprawą napadów głodu wskutek częstego palenia marihuany.
"Widzieliście mnie w zeszłym roku? 2009 był dla mnie rokiem 'gastrofazy'. Marihuana to naprawdę wspaniały narkotyk, jednak niestety nie działa na mnie najlepiej" - przyznał Williams.