Kora: Pytałam, dlaczego mnie tak boli, a oni pokazywali mi na krzyż. Że Chrystus też cierpiał!
Kora (64 l.) w niezwykle szczerym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" opowiedziała o swoich doświadczeniach z polską służbą zdrowia. Zmagająca się z rakiem jajnika artystka nie kryje, że w szpitalach poraziła ją ilość świętych obrazków, które wiszą wszędzie i nikt nie ma odwagi ich zdjąć.
Piosenkarka ma szansę wrócić do formy tylko dzięki lekowi o nazwie oleparid, którego miesięczna dawka kosztuje 24 tys. zł. Artystka wraz z mężem postanowiła sprzedać już mieszkanie za milion złotych, co wystarczy na mniej więcej trzy lata życia.
Parze pozostał jeszcze dom w Warszawie i drugi na Roztoczu. Czy zdecyduje się go pozbyć - tego nie wiadomo.
Kamil Sipowicz, mąż Jackowskiej, nie kryje, że ich sytuacja jest trudna - Kora nie gra już koncertów, a jego dochody są "nieszczególne".
Jedyny więc ratunek w ludziach dobrej woli, którzy zechcą wesprzeć artystkę finansowo. Na razie udało się zebrać jedynie 60 tys. zł.
W wywiadzie wokalistka wspomina również pobyty w polskich szpitalach i kontakt z personelem medycznym. Jak mówi, nikt nigdy nie złapał jej za rękę, nie porozmawiał szczerze i nie przygotował do chemioterapii.
Szczególnie porażający był dla niej fakt, że do sali szpitalnej, w której leżała, bez pukania wchodził ksiądz.
"Ja ledwo dycham, a wchodzi obcy mężczyzna. Tak było w jednym, drugim, trzecim szpitalu. A jak pytałam, dlaczego mnie tak boli, że wymiotuję i - za przeproszeniem - robię pod siebie, to mi pokazywali na krzyż, że Chrystus cierpiał na krzyżu" - opowiada Kora.
Dziwne wydało jej się również to, że w szpitalach pełno jest świętych obrazków, potwornie brudnych...
"I pod tymi krzyżami, wszystkimi świętymi, nie szanuje się ludzkiego życia, ani śmierci, bo w naszych szpitalach umieranie jest odarte z godności" - mówi Jackowska.