Krawczyk: Każdy z nas ma coś na sumieniu
Święta Krzysztofa Krawczyka to czas spędzony w gronie najbliższych. W jego domu nie zabraknie wspólnego kolędowania oraz odpoczynku. W mijającym roku artysta wydał swój setny album: "Czuję się świetnie, ale wiem, że muszę odpocząć" - wyznaje.
Święta Bożego Narodzenia, to dla Pana czas...?
Wyjątkowy i bardzo szczególny. Czekam na ten czas przez cały rok. Wzruszam się śpiewając kolędy przy wigilijnym stole i w wyobraźni widzę kościółek przyprószony śniegiem, słyszę odgłosy skrzypiącego śniegu i dzwonów wzywających na pasterkę.
Do wigilijnego stołu zasiada cała rodzina?
Oczywiście, i kolacja zawsze jest w naszym domu. Jest 12 potraw, wszystko odświętnie i pięknie podane przez moją żonę Ewcię. Po kolacji jest radość z rozpakowywania góry prezentów - wszystkie są dla nas niespodzianką.
Po kolacji śpiewacie wspomniane już kolędy?
Nie może być inaczej, a kiedy już pośpiewamy w domu, całą rodziną idziemy do pobliskiego kościółka na pasterkę, podczas której już od lat śpiewam kolędy.
A jak spędza Pan te dwa świąteczne dni?
Przez cały rok dużo pracowałem, dlatego w tym roku chcę poleniuchować. Być w domu, czytać, odpoczywać i spacerować po pobliskim lesie.
W jakiej jest Pan formie?
Czuję się świetnie, ale wiem, że muszę odpocząć.
W jednej z piosenek śpiewa Pan, że niczego nie żałuje. To prawda?
Nie do końca. W moim życiu zdarzyło się bardzo wiele i nie były to tylko dobre rzeczy. Jest wiele spraw, zachowań, których żałuję. Nie wierzę ludziom, którzy mówią, że niczego w swoim życiu by nie zmienili. Myślę, że każdy z nas ma coś na sumieniu.
A kto w Pana domu pełni rolę szefa?
Wszystko zależy od płaszczyzny. Finansami zajmuję się ja, a moja Ewcia ustala terminy koncertów, trasę i dba o standard sali. To wszystko jest szalenie istotne.
A kto króluje w kuchni?
Zdecydowanie żona. Nieustannie ma nowe pomysły, wynajduje coś nowego, eksperymentuje, ale zawsze znakomicie.
Słucha Pan swojej żony?
Tak, ale nie jestem pantoflarzem. Oczywiście czasami mamy odmienne zdania i wtedy rozpoczyna się dyskusja zupełnie jak we włoskiej rodzinie.
Na Pana koncertach pojawiają się trzy, a może i nawet cztery pokolenia. Jest dużo młodzieży, fanek. Żona nie jest o nie zazdrosna?
Oj, moja Ewcia była, jest, i będzie zawsze zazdrosna. To cudowna kobieta, ale zazdrość ma we krwi i to się nie zmieni. Miło jest czasami zobaczyć ten jej wzrok i szelmowski uśmiech.
Większość Pana utworów jest bardzo osobistych. Z czego to wynika?
Jeśli nie osobiste, nie dotyczą twórcy, to znaczy, że są fałszywe. Artysta śpiewa to, co czuje. W innym razie publiczność czuje, że coś tutaj się nie zgadza.
Ostatnio coraz częściej podkreśla Pan swój wiek. Dlaczego?
Ponieważ czas pędzi nieubłaganie. Odczuwam to tym bardziej, że w ostatnim czasie odeszło od nas kilku bardzo bliskich mi ludzi. Przy życiu trzymają mnie koncerty, poczucie, że mam jeszcze co robić, że ludzie chcą mnie słuchać. Muzyka i publiczność jest dla mnie lekarstwem.
Rozmawiała: Matylda Porębska