Reklama
Reklama

Krystyna Feldman miała wiele sekretów. Jeden z nich zabrała ze sobą do grobu

Gdy Krystyna Feldman (†90 l.) zakochała się w starszym o 30 lat mężczyźnie, była najszczęśliwsza na świecie. Mimo że jej mama sprzeciwiała się ich związkowi, postawiła na swoim.

Rodziła się dwa razy. Tak przynajmniej wynika z oficjalnych metryk, które przedstawiała w różnych sytuacjach. Po raz pierwszy 1 marca 1916 r., kolejny, dokładnie cztery lata później. Wypytywana o tę nieścisłość tylko się uśmiechała. 

- Ten wielki sekret zabrała ze sobą do grobu - mówi "Na Żywo" Michał Grudziński, kolega Krystyny Feldman z Teatru Nowego w Poznaniu. To jednak nie była jedyna tajemnica aktorki...

Wcześnie poznała, co to ból po stracie ukochanej osoby. Miała niespełna trzy lata, gdy zmarł jej ojciec, Ferdynand Feldman, wybitny aktor, który cieszył się wielkim poważaniem w świecie artystycznej bohemy. Pozostały jej po nim tylko zdjęcia, z których to najbardziej okazałe wisiało na ścianie największego pokoju w ich lwowskim mieszkaniu.

Reklama

Katarzyna Feldman, mama aktorki, utalentowana mezzosopranistka, aby wiązać koniec z końcem, udzielała w bogatych domach korepetycji ze śpiewu i gry na pianinie. Gdy powtórnie wyszła za mąż, za emerytowanego żołnierza Kazimierza Mayera, wspólnie zadecydowali, że Krysia powinna skończyć Szkołę Handlową we Lwowie. 

Ten wybór okazał się jednym wielkim nieporozumieniem. Feldman groziło powtarzanie klasy, bo nie radziła sobie z przedmiotami ścisłymi, była też wciąż karana za łamanie regulaminu bursy, w której mieszkała. Zbuntowana nastolatka w końcu nie wytrzymała i postanowiła rzucić szkołę. W księgarni za bezcen odsprzedała swoje podręczniki i za uzyskane w ten sposób pieniądze wróciła do rodzinnego domu. 

Zanim to jednak nastąpiło, szukała jej policja, bo informacja o jej zaginięciu została już rozesłana do wszystkich komisariatów. Krystyna nigdy nie zapomniała dnia, kiedy po raz pierwszy przekroczyła próg teatru i dotknęła desek sceny, na której kiedyś występował jej ojciec. Po tej wizycie stanowczo oznajmiła mamie, że chce zostać aktorką. 

Rodzice w końcu ulegli i wyłożyli dodatkowe środki na naukę w studium teatralnym, które prowadził profesor Janusz Strachocki. Nauczyciel sceptycznie podchodził do pomysłu Krystyny i nawet wydał opinię, że córka nie powinna kalać nazwiska ojca. 

Ale ona, wbrew tym obawom, poradziła sobie doskonale: zdała maturę, zakończyła edukację w jego szkole, a po niej zaliczyła egzamin eksternistyczny. Do domu wróciła zarówno z dyplomem, jak i angażem do teatru we Lwowie. Mama i ojczym szaleli ze szczęścia.  

Beztroskie lata przerwała II wojna światowa. W 1942 r. Krystyna wstąpiła do Armii Krajowej i po zaprzysiężeniu została łączniczką. Przenosiła nie tylko meldunki, ale też o wiele bardziej niebezpieczne ładunki, np. broń. To wymagało od niej wielkiej odwagi, bo w razie wpadki groziły jej przesłuchania na gestapo i zsyłka do obozu koncentracyjnego. 

Pewnego razu przed niechybnym aresztowaniem i torturami uratował ją nastolatek, który w ostatnim momencie krzyknął: "Hej! Paniusia! Coś tam wypadło z torby!". Wtedy Krystyna zauważyła leżący na chodniku pistolet. Chwilę potem minął ją niemiecki patrol. Bliska omdlenia z trudem doszła do najbliższej restauracji i, choć była abstynentką, zamówiła kieliszek wódki. 

- Dopiero wtedy dotarło do mnie, że tuż obok przeszła kostucha - przyznała w jednym z wywiadów. 

Dwa lata po wojnie w jej życiu wreszcie pojawiła się miłość.

- Miałam duże powodzenie wśród chłopaków. Nie wiem dlaczego, ale panowie zawsze chodzili za mną sznurem. Jednak mnie interesowali tylko starsi mężczyźni - wyznała w jednym z wywiadów. 

W 1947 r. w Teatrze Miejskim w Jeleniej Górze poznała odpowiedniego kandydata. Był nim reżyser Stanisław Bryliński, który szybko się w niej zakochał. Kiedy się poznali miał 57 lat, a ona tylko 27. Nie przeszkadzało jej nawet, że ukochany formalnie był jeszcze żonaty z aktorką Heleną Górską. 

- Ten związek już znacznie wcześniej się rozpadł. W tym czasie, kiedy się poznaliśmy, Stanisław był już z inną kobietą. Od kiedy mnie zobaczył, latał za mną. A ja na początku bardzo go nie lubiłam. Jednak dużo rozmawialiśmy i w końcu mnie do siebie przekonał - opowiadała. 

Wyboru córki nie pochwalała jej mama.

- Była przeciwna ze względów religijnych. Miała niezłomne zasady. Mówiła, że powinnam wybrać innego mężczyznę, który jest młodszy i nieżonaty. Ale nic nie wskórała, bo jestem uparta i jak się zatnę, to nikt mnie nie przekona - wyznała Krystyna. 

Feldman i Bryliński nawet wobec najbliższych znajomych długo uchodzili za małżeństwo. O ich sekrecie wiedziała tylko mama aktorki, która widząc szczęście swojego dziecka, taktownie milczała. 

- Zamieszkaliśmy razem, żyliśmy na kocią łapę, bo on ciągle nie miał rozwodu - zdradziła aktorka trzy lata przed śmiercią. 

Krysi i Staszkowi nie było jednak dane długo się sobą cieszyć. W 1953 r. ukochany aktorki nagle zachorował. 

- Zdążył jeszcze radośnie przeżyć śmierć Stalina. Zabroniłam mu wtedy wychodzić z domu, bo powiedział, że będzie szedł po Piotrkowskiej,głównej ulicy w Łodzi, i śpiewał. Wkrótce dostał zapalenia opon mózgowych -wspominała ze smutkiem. - Robiłam wszystko, by go uratować. Na czarnym rynku kupowałam neomycynę, bo wtedy inaczej nie można jej było zdobyć - opowiadała Feldman. 

Z ukochanym przeżyła tylko sześć lat. 

- Najpiękniejsze było to, że do końca byliśmy w sobie cudownie zakochani. Nie widziałam poza nim świata - szczerze wyznała. 

Po jego śmierci Krysia już nigdy nikogo nie pokochała. Jak mówiła, nie poznała odpowiedniego człowieka. Gdy otrząsnęła się po stracie Staszka, los rzucił ją do Nowej Huty, a później do stolicy Wielkopolski, gdzie w Teatrze Nowym pracowała aż do śmierci. Żyła skromnie w malutkim mieszkanku na poznańskich Ratajach, w którym nie miała lodówki, pralki ani nawet telewizora. 

- I to nie była kwestia braku gotówki. Krystyna wtedy dużo grała, nie tylko w teatrze, ale i w filmach oraz w serialu "Świat według Kiepskich" - wspomina Grudziński. 

Jej poukładany świat legł w gruzach wiosną 2004 r., gdy została napadnięta na ulicy w Jeleniej Górze, dokąd pojechała w odwiedziny do rodziny. Bandyta, kradnąc jej torebkę, mocno ją poturbował. Aktorce groził nawet wózek inwalidzki, jednak po operacji wszczepienia endoprotezy biodra, cudem udało jej się odzyskać zdrowie. Ale nie na długo...

Kiedy dowiedziała się, że jest chora na raka płuc, zrezygnowała z chemioterapii, a gdy już przeczuwała, że zbliża się jej koniec,zażyczyła sobie, by pochowano ją w kostiumie z ostatniego monodramu "I to mi zostało". 

24 stycznia 2007 r. koledzy z teatru, którzy przyszli do niej, aby się upewnić, czy będzie na próbie, znaleźli ją martwą. Po 54 latach Krysia dołączyła do ukochanego...

***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd i celebrytów

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy