Krystyna Prońko: Nigdy nie byłam kobietą bluszczem
Choć Krystyna Prońko (74 l.) śpiewa piosenki o miłości, uważa, że związek nie jest niezbędny do szczęścia. Zapewnia, że czuje się kobietą spełnioną.
Z kompozytorem Januszem Komanem połączyła ją wielka burzliwa miłość. Kiedy się rozstali, Krystyna Prońko bardzo cierpiała, ale stanęła na nogi.
Powiedziała pani, że niezbyt udane życie uczuciowe nauczyło panią niezależności...
Krystyna Prońko: Dokładnie tak. Poleganie na samym sobie i decydowanie o własnych sprawach to jest bardzo ważna rzecz, nawet jeśli jesteśmy w związku.
Czyli nigdy nie była pani kobietą bluszczem?
- Nie, ja sobie nie wyobrażam takiej sytuacji. Poza tym mój zawód wymaga ode mnie bycia w ruchu, zaś od osoby, która ze mną jest, niesłychanej elastyczności. A panowie nie dostosowują się łatwo. Są inaczej wychowani, oczekują czegoś innego.
Może szukają kobiety udomowionej, która czeka z obiadem?
- Ja nie czekam z obiadem, bo nie gotuję. Bywało tak, że on czekał z tym obiadem - robiło to na mnie wrażenie (śmiech).
A jakie cechy charakteru ceni pani u mężczyzn?
- Intelekt, opiekuńczość, samodzielne myślenie, o elastyczności nie wspomnę. Poznać takiego mężczyznę to dla mnie graniczy prawie z cudem. Ale pewnie tacy panowie istnieją...
A uważa pani, tak jak w piosence, że mężczyzna może być lekiem na całe zło?
- Nie, to niemożliwe. Ale może ten utwór nie jest o mężczyźnie? Powiem pani, jak wiele osób ją interpretuje. Na samym początku gdy powstała i była na liście przebojów w Trójce, po koncertach przychodzili do mnie ludzie i pytali, o kim jest. I wielu z nich uważało, że o Panu Bogu, o sile wyższej. Rzeczywiście, można tak odbierać ten tekst.
Jak śpiew stał się pani sposobem na życie?
- To zamiłowanie pojawiło się już w dzieciństwie. Gdy wracałam po lekcjach, śpiewałam na schodach w moim rodzinnym domu i wszyscy wiedzieli, że Krysia idzie ze szkoły. Wychowałam się w Gorzowie Wielkopolskim. Skończyłam szkołę muzyczną pierwszego stopnia, ale drugiego stopnia w mieście nie było, więc rodzice uznali, że muszę mieć konkretny zawód.
I poszła pani do technikum chemicznego?
- Chciałam iść do technikum elektryczno-mechanicznego, ale wtedy nie przyjmowali tam dziewczyn. Takie były czasy. I niech mnie pani nawet nie pyta, nic z chemii już nie pamiętam (śmiech).
A jak wspomina pani początki swojej kariery?
- Bardzo dobrze, to były piękne czasy. Niepowtarzalne. Myślę, że miałam szczęście, trafiłam w dobry moment. Gdyby się to inaczej wszystko potoczyło, nie znalazłabym się pewnie w miejscu, w którym jestem w tej chwili. Każdy ma swoją drogę, swoją życiową ścieżkę. '
Z Januszem Komanem była pani związana nie tylko zawodowo, ale też prywatnie.
- To jeden ze zdolniejszych ludzi w tym kraju. Śpiewam cały czas skomponowane przez niego piosenki, zresztą nie tylko ja. Łączenie pracy z życiem osobistym jest trudne, ale nie wiem czy niemożliwe. Myśmy się akurat rozstali. W pewnym momencie zaczęły dochodzić do głosu własne ambicje i oczekiwania, które rodziły nieporozumienia. Sprawy zawodowe przenosiły się na prywatne i odwrotnie. W ten sposób koło się zamknęło. Tak często się zdarza. Są pary, którym się udaje, ale z nami było niestety inaczej.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Potem Janusz Koman ożenił się z młodziutką Majką Jeżowską. Ten związek też nie przetrwał. Gdy zaśpiewała pani z nią w duecie "On nie kochał nas", plotkowano, że ta piosenka dotyczy waszego byłego.
- Ja niczego nie muszę dementować (śmiech). Nawet się cieszę z tej sytuacji, niech gadają. Zawsze miałam do tego dystans. Piosenka obrosła legendą i niech ta legenda trwa. Majka się z tego śmieje, ja również, Koman na początku się irytował, ale teraz też go to bawi. Najważniejsze, że utwór cały czas żyje i wywołuje emocje.
Czy woli przyjaźnić się pani z kobietami czy z mężczyznami? Panuje opinia, że mężczyźni nie plotkują, są bardziej lojalni.
- O, proszę pani, nie zgadzam się. Faceci też potrafią być wredni. W przyjaźni nie patrzę na płeć. Najważniejszy jest człowiek, bo ludzie są różni.
A co jest dla pani najistotniejsze w przyjaźni?
- Oprócz porozumienia dusz dla mnie najważniejsza jest wyrozumiałość. Bo przecież przyjaciel ma własne życie, problemy, czasem nie da rady w czymś mi pomóc.
Jakie są pani "małe tęsknoty", że tak zapytam tekstem piosenki.
- To przede wszystkim plaża nad oceanem. Marzę o tym, że leżę do góry brzuchem. Szukam takich miejsc na świecie, gdzie jest właśnie piasek, ocean, słońce. I czasem udaje mi się na nie trafić, na przykład w Portugalii.
Rozmawiamy w pani domu. Jest azylem?
- Zdecydowanie, gdzieś trzeba mieć takie miejsce. Może nie jest idealny, ale jest mój i to wystarczający powód, żebym tu była. Z okien widać ogród. Dom jest zbudowany od podstaw. Jak tylko można było w nim zamieszać, zaczęłam się tym ogrodem zajmować. I myślałam, że skoro mam niewielki kawałek ziemi, to będzie mało pracy. Okazało się, że jest strasznie dużo roboty (śmiech). Ale nie narzekam, jestem zadowolona z tego, co mam.
Rozmawiała: Iza Orlicz
***
Zobacz więcej materiałów: