Krzysztof Chamiec był kobieciarzem i królem życia. Nawrócił się niedługo przed śmiercią
Krzysztof Chamiec (†71 l.) był królem życia. Na jedno skinięcie kobiety klęczały u jego stóp. Przed śmiercią nawrócił się. Na łożu śmierci wyznał, że nie boi się umierania. Później z jego ust padły inne zaskakujące słowa.
Urodził się 9 lat przed wojną. I gdyby nie ona, Krzysztof Jaxa-Chamiec pewnie nie zostałby aktorem, a właścicielem ziemskim. Jego przodkowie mieli na Wołyniu wielki majątek, pałac,wsie, lasy...
Jednak po 1945 roku, gdy przesunięto granice, wszystko znalazło się poza Polską i rodzina musiała uciekać. Przyszły aktor odebrał katolickie wychowanie, pochodził z bardzo religijnej rodziny. Jego siostra Anna została zakonnicą, a krewnym był św. Zygmunt Szczęsny Feliński.
Lecz on długo żył z dala od Kościoła. Ukończył ekonomię, lecz zdecydował, że to scena, film, sztuka są jego żywiołem. Grał w największych teatrach, stworzył niezapomniane kreacje. Kochał życie i kobiety. A one mimo jego trudnego charakteru, odwzajemniały to uczucie.
Joanna Jędryka wyznała kiedyś, że na jedno jego skinienie kobiety gotowe były na wiele. Cztery razy żenił się z aktorkami - Aleksandrą Grzędzianką, Joanną Jędryką, Joanną Sobieską i Laurą Łącz. Kiedy zakochał się ostatni raz w młodszej o 24 lata Laurze, wielu szyderczo uśmiechało się. Ją ostrzegano, że to kobieciarz, a jego, że jest młoda, że zauroczenie minie i w końcu go opuści. Jednak oni nie wątpili, nie słuchali nikogo.
- Nie przeszkadzały nam ani różnica wieku, ani poprzednie związki. Bo to była bezwzględna, bezwarunkowa miłość - mówi "Dobremu Tygodniowi" aktorka. - Kiedyś Krzysztof powiedział mojej mamie, że gdyby spotkał mnie wcześniej, to miałby jedną żonę. Byliśmy sobie najbliżsi na świecie - mówi Laura.
Para chciała wziąć ślub kościelny, przyrzec miłość przed Bogiem. Laurze udało się unieważnić pierwsze małżeństwo, ale Krzysztof miał problem.
- Na Wołyniu, podczas wojny, spaliły się kościelne dokumenty, Krzysztof musiałby odszukać dwóch świadków chrztu. W tej sprawie mąż okazał się leniwy. A może nie mógł znaleźć bardzo starych już ludzi? - zastanawia się aktorka.
W 1990 roku na świecie pojawił się ich jedyny syn Andrzej. Mimo że Chamiec miał dzieci z poprzednich związków, narodziny ostatniego syna stały się punktem zwrotnym w jego życiu.
- Był bardzo szczęśliwy, że w tym wieku Bóg obdarzył go synem. Od tej pory stał się innym człowiekiem. Bardzo zbliżył się do Kościoła. Wiem, że poszedł do spowiedzi do zakonnika, bernardyna. Wziął odpowiedzialność za swoje czyny, także za rozliczenie swojego życia z Bogiem - wspomina Laura.
Chamiec modlił się, chodził na msze i pilnował, aby Andrzej został wychowany w wierze na dobrego człowieka.
- Kiedy na przykład jechałam z dzieckiem do Juraty na wakacje, zawsze dzwonił w niedzielę i pytał, czy byliśmy na mszy - opowiada aktorka.
Kiedy Andrzejek miał 10 lat, jego tata zachorował na raka płuc. Na łożu śmierci zdobył się na zaskakujące wyznanie, które powtarzał jak mantrę.
- Nie chciał się leczyć, bo uznał, że to sprawa beznadziejna. Że to rak genetyczny, na tę samą chorobę zmarli jego bracia i ojciec. Lekarz prowadzący go, wchodząc do jego sali,mówił: "No to idziemy do kowboja". Zaprzyjaźnił się z kapłanem pełniącym w szpitalu posługę, codzienne rozmawiali. Nie skarżył się, nie bał się śmierci. Ciągle powtarzał mi, że chce już iść do Boga - opowiada Laura.
Krzysztof Chamiec zmarł 15 lat temu, po dwóch miesiącach pobytu w szpitalu. Wedle swojego ostatniego życzenia spoczął w grobie rodziny Jaxa-Chamiec, w Krężnicy Jarej koło Lublina. Jego żona do dziś z nikim się nie związała.
***
Zobacz więcej materiałów