Krzysztof Cugowski: Próbowałem powstrzymać tę miłość, by ratować małżeństwo. Bezskutecznie
Uczucie dopadło ich niespodziewanie, długo się przed nim bronili, ale było silniejsze…
Była połowa lat 90., kiedy Krzysztof Cugowski (68 l.) z zespołem Budka Suflera wyjechał w trasę za ocean. W Chicago los zetknął go z atrakcyjną blondynką Joanną. Zaprosił ją na pożegnalny koncert kończący ich amerykańską trasę.
- Wszystko mi się w nim podobało: postura, głos, zapach, dotyk - wylicza Joanna. - Po koncercie złapał mnie za rękę. Pamiętam tę chwilę do dziś. I to uczucie, które z zachwytu przerodziło się w zakochanie - dodaje.
On wrócił do Polski, ona została w Stanach. Ale nie mogli o sobie zapomnieć. Rozgrzali wtedy linię telefoniczną do czerwoności.
- Nigdy wcześniej nie wydałem tyle na telefony! Wiedzieliśmy, że to nie jest chwilowa przygoda, ani jakieś tam zauroczenie, że trzeba z tym coś zrobić - wspomina piosenkarz.
Zwariowali na swoim punkcie. Przypominali parę nastolatków, którzy nie potrafią realnie myśleć i nie zastanawiają się nad konsekwencjami swojego uczucia.
Sytuacja nie była łatwa. Oboje mieli rodziny. Joanna prowadziła wygodne życie u boku bajecznie bogatego męża. Od wielu lat mieszkała w USA. Wychowywała 3-letnią córeczkę Julię. Piosenkarz także nie był wolny. Miał żonę Małgorzatę i nastoletnich wtedy synów: Wojtka i Piotrka.
- Wielokrotnie próbowałem powstrzymać tę miłość, by ratować moje małżeństwo. Ale mimo zadziwiającej, jak na mnie, determinacji, bezskutecznie - wyznaje Krzysztof.
Ona także "nie umiała obronić się przed tym uczuciem". - Może dlatego, że nikt mnie tak nigdy nie kochał? Wszystko wyznałam mężowi i podjęłam decyzję o powrocie do Polski - wspomina Joanna.
Zabrała z domu trzy walizki, a on wyszedł z jedną teczką. Rok po rozwodach zamieszkali w Lublinie, rodzinnym mieście piosenkarza. Nie mieli niczego. Tylko siebie i kredyt. Egzystowali od koncertu do koncertu. Wokalista wszystko, co miał, zostawił pierwszej żonie.
- Z Joanną nie mieliśmy gdzie mieszkać, więc wziąłem kredyt. Na parapetówie podaliśmy dania na plastikowych talerzach, które Asia przywiozła ze sobą. Było biednie, coraz biedniej - wspominał artysta.
Na dziecko zdecydowali się po kilku latach wspólnego życia. Ale najpierw był ślub w Ameryce. Czemu tam? Bo zależało im na kameralnej ceremonii, bez błysków fleszy i niezdrowej sensacji. Po powrocie do Polski okazało się, że Joanna jest w ciąży. Wkrótce na świat przyszedł ich syn Krzysztof junior (19 l.).
Czytaj dalej na następnej stronie...
Skromne życie zaczynało dawać im się we znaki. I wtedy uratowała ich piosenka "Takie tango". Natychmiast stała się przebojem, granym we wszystkich stacjach radiowych. To dzięki temu sukcesowi mogli kupić wymarzony dom. Muzycy byli na topie, podpisywali atrakcyjne kontrakty, a Joanna zajęła się swoją karierą.
Założyła własną firmę i została biegłym sądowym. - Nie musiała pracować, ale jest ambitna. Nie chciała siedzieć w domu i czekać na moje powroty z tras. Gdy Julka poszła do zerówki, żona zdobyła uprawnienia i została jednym z pierwszych w Lublinie - mówi Krzysztof.
Ale i on znakomicie sprawdził się w roli opiekuna. Julkę pokochał jak własną córkę. Dzisiaj to dojrzała, wykształcona kobieta. Skończyła studia w Anglii.
Joanna także polubiła się z synami artysty, dzisiaj znanymi muzykami zespołu Bracia. Piotr (39 l.) odziedziczył talent wokalny po ojcu. Wojciech (42 l.) gra na gitarze i także śpiewa. Obaj są żonaci.
Brali ślub w tym samym, 2008 roku. Wojciech ożenił się z Krystyną, terapeutką muzyczną. Mają 10-letnią córkę Weronikę. Piotr z kolei idzie przez życie z Elizą. Krzysztof Cugowski junior studiuje na wydziale artystycznym w Wielkiej Brytanii, ale nie chce kontynuować muzycznych tradycji. Myśli o aktorstwie.
Państwo Cugowscy mają więc wspaniałą rodzinę. Jak twierdzą, oboje są wybuchowi, ale bardzo uczuciowi.
- Kiedyś każde z nas chciało być głową rodziny. Mamy z tego powodu wiele kłótni na koncie. Jednak przez ponad 20 lat nasza miłość dojrzała. Kluczem do udanego związku z artystą są trzy rzeczy: kompromis, kompromis i kompromis - śmieje się żona Krzysztofa.
- Gdy jest zdenerwowany, schodzę mu z drogi. Akceptuję jego wady, choćby to, że nie pamięta o imieninach, urodzinach i rocznicach - wylicza. - Gdybym mógł powtórzyć życie jeszcze raz, wybrałbym tak samo. Nie było w nim wielkich kataklizmów, szczęście mi sprzyjało, a Bóg mnie toleruje - uśmiecha się Krzysztof.
***
Zobacz więcej materiałów: