Krzysztof Ibisz nadal nie pogodził się ze śmiercią ojca. "Czas nie leczy ran"
Chyba nie ma drugiego takiego prezentera telewizyjnego. Krzysztof Ibisz (54 l.) potrafi zarazić entuzjazmem najbardziej wybredną publiczność. Trudno wyobrazić dzisiaj sobie "Taniec z gwiazdami" bez jego błyskotliwej konferansjerki. "Rewii" opowiada o relacjach z byłymi żonami i o trudnych chwilach, jakie przeżywa. Nie żyje jego tata, a czas wcale nie leczy ran. "Trudno jest się z tym pogodzić" - opowiada prezenter.
"Rewia": Kilka miesięcy temu zmarł pana tata. Można się pozbierać po takiej stracie?
Krzysztof Ibisz: Wykonuję taki zawód, w którym bez względu na to, co się dzieje w moim życiu prywatnym, muszę wyjść na scenę i zagrać swoją rolę. Kiedy tata umierał, miałem wyjątkowo dużo obowiązków zawodowych, więc wchodziłem do studia ze ściśniętym gardłem i łzami w oczach. Czas nie leczy ran i trudno jest się z tym pogodzić. Tata odszedł 14 lutego...
Jakim był człowiekiem?
- Niezwykle ambitnym i pracowitym. To on zaraził mnie miłością do książek. Nigdy nie chodził na skróty. W pełni odziedziczyłem po nim ten zestaw cech. Praca sama w sobie jest dla mnie wartością, która porządkuje moje życie. Mieliśmy niezwykłą więź i bardzo mi go brakuje...
A co pan dostał w genach od mamy?
- To urodzona optymistka. Dla niej szklanka jest zawsze do połowy pełna. Po niej mam radość życia, która zdumiewa innych ludzi. Często słyszę pytanie: - Co ty dziś taki zadowolony jesteś? A ja jestem zawsze zadowolony. Nigdy nie wstaję lewą nogą. Nie ma dla mnie znaczenia, czy pada, czy wieje i czy ciśnienie jest niskie.
Jaki ma pan kontakt z byłymi żonami?
- Bardzo dobry, choć nie zawsze tak było. Obie panie wiedzą, że mogą na mnie liczyć i ja mogę liczyć na wzajemność. To duże ułatwienie w codziennej logistyce związanej z naszymi synami: Maksymilianem (20) i Vincentem (13). Bardzo się cieszę, że udało się nam wszystkim wypracować takie relacje. Chłopcy mają wspaniałe mamy.
Jest pan bardzo zapracowany. Kto opiekuje się psem, kiedy pan wyjeżdża?
- Mój bulterier Nicpoń jest wtedy albo u mojej byłej partnerki Patrycji, albo u jej rodziców w Zawierciu. Rozpieszcza go tam cała rodzina. Kiedy mnie nie ma, może wszystko, a kiedy wracam do domu, przez kolejny miesiąc muszę nad nim pracować, by przypomniał sobie, co oznacza domowa dyscyplina. Nicpoń zmobilizował mnie do działania. Psa polecam każdemu. Nic mnie tak nie cieszy, jak długi spacer z czworonogiem. To znakomicie wycisza wszystkie emocje i pozwala skoncentrować się na tym, co w życiu ważne.
***
Zobacz więcej materiałów: