Krzysztof Ibisz w bardzo szczerym wywiadzie. Opowiedział o synach i swoim życiu
Jego ukochana babcia wymarzyła sobie, że zostanie księdzem. Krzysztof Ibisz (52 l.) jednak nie czuł powołania. Ale za to przez wiele lat był ministrantem. W wywiadzie dla „Dobrego Tygodnia” opowiedział o swoim życiu. Wiele mówił też o ukochanych synach. Zdradził pewne fakty, o których zapewne mało kto wie.
Czuje się pan ze sobą lepiej niż mając 20 czy 30 lat?
- Każdy człowiek, który czegoś w życiu doświadczył, odniósł dużo sukcesów, ale i poniósł kilka porażek, ma większą wiedzę o życiu, o sobie i z całą pewnością więcej rozsądku. Czy to daje lepsze samopoczucie? Na pewno zapewnia więcej spokoju.
Powiedział pan: "Życie smakuje mi coraz bardziej". Co panu tak smakuje?
- Samo życie. Jestem świadomy momentu, który jest wspaniały, wyjątkowy. Doceniam chwilę, która jeszcze trwa, a nie dopiero wtedy, kiedy oglądam zdjęcia z wakacji, albo patrzę na życie wstecz. Cieszą mnie drobiazgi. Pielęgnuję relacje z rodziną, z przyjaciółmi.
Ma pan też mnóstwo pasji...
- Lubię pobiegać, pojeździć na rowerze, pójść na trening, poczytać, zwiedzać nowe miejsca z synami. Jestem wielkim miłośnikiem Warszawy, zbieram stare mapy i zdjęcia stolicy.
Miał pan burzliwe życie, dwa rozwody. Twierdzi pan, że gdyby mógł cofnąć czas, to wiele rzeczy zrobiłby inaczej.
- Nie zgodzę się z oceną, że "burzliwe". Jestem bardzo szczęśliwy w momencie, w którym się znajduję. Popełniłem błędy i jest to element życia. Zawsze się czegoś żałuje, chciałoby się wymazać te złe rzeczy. Kiedy planowałem swoje życie, kończąc katolickie liceum św. Augustyna w Warszawie, to nigdy nie myślałem, że tak to się potoczy. Wydawało mi się, że wszystko będzie dobrze i cudownie. Będę miał jedną żonę, wychowamy dużo dzieci. Potem sprawy się komplikują, trudno zachować dawne ideały. Ale warto do nich dążyć.
Pana dziadkom się udało.
- Dziadkowie, rodzice mamy, są dla mnie wzorem, przeżyli razem ponad 50 lat. Pamiętam, że zawsze wstając rano i kładąc się spać, dawali sobie buziaka. Nigdy się nie kłócili, wzajemnie szanowali, troszczyli o siebie. Z kolei babcia Helena, mama mojego taty, była niesamowitą osobą, wiele mnie wżyciu nauczyła. Była głęboko wierząca, interesowała się życiem Kościoła, ale też sztuką. Czytała mi wiersze, rozwijała mnie artystycznie, grałem na skrzypcach. Ojca taty nie poznałem. Dziadek zginął w czasie wojny w partyzantce w Górach Świętokrzyskich.
Małżeństwo pana rodziców już nie było tak idealne?
- Nie mnie to oceniać. Kiedy nie zna się sprawy dogłębnie, proponuję nie osądzać innych ludzi. Rodzice rozwiedli się, gdy miałem 4 lata. Ale często odwiedzałem tatę, bo mieszkał blisko nas. Jako ministrant służyłem do mszy w kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej na Żelaznej, a po mszy szedłem do taty. Naszym rytuałem było smażenie cebuli na patelni. Potem się ją zjadało z chlebem. Do tej pory pamiętam ten smak. Miałem szczęście, że dorastałem w wielopokoleniowej rodzinie. Rodzice mieli dla mnie czas, dziadkowie również.
Pomimo życiowych zakrętów potrafił pan też dobrze ułożyć relacje ze swoimi synami...
- Przecież dorośli nie rozwodzą się z dziećmi, tylko ze swoimi partnerami. Dla dzieci dalej jesteśmy mamą i tatą. My umówiliśmy się, że będziemy możliwie najlepszymi rodzicami. Jestem przykładem, wcale nie takim rzadkim, że można się porozumieć i żyć w zgodzie. To dla mnie priorytet. Pokazuje synom świat, jego barwy. Dużo rozmawiamy, wspólnie wyjeżdżamy. Myślę, że sportowe zainteresowania odziedziczyli po mnie, może to być nawet ich pasją zawodową. Starszy Maksymilian, który w tym roku skończy 17 lat, chce zostać komentatorem sportowym, o piłce nożnej ma wybitną wiedzę. Również 11-letni Vincent to zapalony piłkarz, choć myślę, że swoją przyszłość zwiąże ze sceną, telewizją lub internetem. Staram się spędzać z nimi jak najwięcej czasu i mimo, że nie mieszkamy razem, budować silną emocjonalną więź.
Jak pana obecna ukochana dogaduje się z chłopcami?
- Świetnie. Patrycja ma poczucie humoru, a to zawsze buduje mosty. Poza tym bardzo się o nich troszczy. Jestem szczęśliwy, że tak się wszystko dobrze ułożyło.
Jest zazdrosna o byłe żony?
- Jak wspomniałem, Patrycja obdarzona jest dużym poczuciem humoru, a tacy ludzie są zazwyczaj inteligentni. Ona nie może być zazdrosna o coś, co było kiedyś. Doskonale rozumie, że wychowujemy wspólnie dzieci i musimy się dogadywać. Organizacja życia jest trochę skomplikowana, ale właśnie dzięki dobrym relacjom wszystko jest perfekcyjnie zorganizowane.
Będzie trzeci ślub?
- Niech to pozostanie tajemnicą.