Krzysztof Krawczyk: Wciąż ma apetyt na życie
Niedawno skończył 70 lat, ale wciąż ma apetyt na życie. Od ponad 30 lat jego największą miłością jest żona Ewa. Jej uczucie sprawiło, że stał się innym człowiekiem. Jak dziś wyglądają ich relacje?
Fani Krzysztofa Krawczyka widzą w nim przykładnego męża i nobliwego autora wzruszających hitów o miłości i o Bogu. Niestety, nie zawsze tak było. - Wszystko przez moją kochliwość- mówi o swoich miłosnych podbojach. To właśnie z tego powodu rozpadły się jego dwa małżeństwa. Dopiero obecna żona Ewa całkowicie go odmieniła. Wokalista zdradził "Na żywo", czy w jego trzecim i, jak mówi, ostatnim małżeństwie wciąż tli się namiętność, jaki ma sposób na rozwiązywanie konfliktów oraz czy cieszy się, że jego rodzina znów się powiększyła.
Jak to jest być potrójnym dziadkiem?
Wspaniale! Człowiek ma dla kogo żyć. A mieć wnuczkę to już prawdziwy dar od Boga!
Niedawno został Pan ojcem chrzestnym małej Kingi, którą urodziła Pana chrześnica...
Historia zatoczyła koło. Najpierw ja trzymałem do chrztu Sylwię, jej mamę, a potem ona powierzyła mi i mojej żonie swoją córkę. Tak tworzą się więzy rodzinne, które są dla mnie bardzo ważne.
Stara się Pan żyć blisko Boga, na każdym koncercie publiczność czeka na Pana "Barkę" i "Abba Ojcze".
Organizatorzy zastrzegają w umowach, żeby te pieśni były wykonywane. Ja ze sceny mówię zawsze: "Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na właściwym".
A jak jest w Pana życiu?
Bóg zesłał mi Ewę. Gdyby nie ona, nadmiar gotówki zepchnąłby mnie w narkomanię. Jej miłość mnie uleczyła. To był dar.
To miłość...
... ogromna.
Czy w związku, trwającym ponad 30 lat, jest miejsce na namiętność, czułość, seks?
To są tajemnice, o których nie wypada mówić szczegółowo. Powiem tak: od jednego uśmiechu może się wszystko rozwinąć aż do szczęśliwego finału.
A gdy macie Państwo gorszy dzień, jak rozwiązujecie konflikty?
Próbujemy znaleźć dobro nawet w najgorszej sytuacji, a poza tym staramy się nie rozstawać, bo źle czujemy się bez siebie.
Małżeństwa z wieloletnim stażem często decydują się na oddzielne sypialnie.
U nas nie jest to praktykowane. My zasypiamy razem, a wcześniej zawsze oddajemy się lekturze. Jesteśmy dosłownie obłożeni książkami. Już nie ma gdzie ich kłaść, bo czytamy po kilka równocześnie. Niedawno skończyłem pozycję Elżbiety Cherezińskiej "Harda" o córce Mieszka I.
Książki to Pana wielka pasja, ale śpiewanie jeszcze większa. Co Pan czuje, wychodząc na scenę?
Najpierw patrzę na publiczność i staram się, by było to dla nich spotkanie przez duże "S". Bisuję tyle razy, ile moi fani mnie proszą. Koncert to dla mnie przyjemność, ale i obowiązek, dlatego nie znoszę, kiedy ktoś mi mówi, że zlekceważyłem widzów. Wtedy gotów jestem nawet iść do sądu.
Zdarzyła się już taka sytuacja?
Kiedyś prezydent jednego z miast oświadczył, że tak hucznie świętowałem zwycięstwo na festiwalu, że nie dojechałem do nich na koncert. Mój prawnik wystosował pozew do sądu. Gdy nadszedł dzień rozprawy i pierwszy raz zobaczyłem tego człowieka, pomyślałem: "Młody chłopak, co on wie o życiu". Spojrzeliśmy sobie w oczy i już wiedzieliśmy, jak zakończyć ten spór. Oświadczyliśmy sędziemu, że doszliśmy do ugody. Potem nawet się zaprzyjaźniliśmy. Tak się wybacza bliźniemu.
***
Zobacz więcej materiałów z życia osób znanych: