Krzysztof Stanowski wściekł się na LOT i rozpętał aferę na pół Polski. Internauci zarzucili mu... niewiedzę!
Nie jest żadną tajemnicą, że wizyty na lotnisku wiążą się z nerwami, biurokracją i różnymi mniej lub bardziej uciążliwymi problemami. Ostatnio na swoją sytuację z LOT-em poskarżył się Krzysztof Stanowski. Popularny dziennikarz w złości postanowił szukać zrozumienia w mediach społecznościowych. Problem w tym, że internauci zarzucili mu brak wiedzy i robienie afery z niczego.
Nie jest wielką tajemnicą fakt, że Krzysztof Stanowski równie często publicznie nagłaśnia różne afery, co sam tworzy kontrowersje. Współtwórca Kanału Sportowego ma równie wielu oddanych fanów, jak i zdeklarowanych przeciwników, zdaniem których głównie szuka sensacji. Z drugiej strony, Stanowski często angażuje się w akcje charytatywne i pomoc w słusznej sprawie jak wtedy, gdy "przepraszał za Tamarę".
Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że w swoim najnowszym poście na Facebooku reporter ponownie zwraca uwagę na istotny problem. Tym razem poszło o sposób traktowania klientów przez linie lotnicze LOT. Krzysztof Stanowski jest wielkim kibicem FC Barcelony, dlatego nie dziwi, że tuż po świętach Bożego Narodzenia chciał wybrać się na urlop właśnie do stolicy Katalonii. W międzyczasie sprawa wyjazdu nieco się jednak skomplikowała.
Tuż przed wylotem młodszy syn Stanowskiego się rozchorował, więc jego żona została z chłopakiem w domu. Oboje dolecieli do reszty kolejnym połączeniem dzień później. To jednak nie był koniec kłopotów. W międzyczasie w Polsce zmarł były piłkarz i bliski przyjaciel Stanowskiego Andrzej Iwan.
Z tego powodu dziennikarz musiał opuścić Barcelonę wcześniej, by zdążyć na pogrzeb. Tymczasem żona wraz z dziećmi zgodnie z planem miała wyruszyć w drogę powrotną 9 stycznia. Rzecz w tym, że bilet powrotny przepadł jej, ponieważ nie pojawiła się na pokładzie pierwotnego lotu do Hiszpanii, który miał miejsce 26 grudnia.
Dodatkowo założycielowi portalu Weszło nie udało się przepisać swojego nieużytego biletu na podróż powrotną na małżonkę, ponieważ "podróż już się rozpoczęła w grudniu". Mocno poirytowany Stanowski zasiadł więc do mediów społecznościowych, by pożalić się na LOT. Nie takiej reakcji internautów się jednak spodziewał.
Użytkownicy Facebooka w licznych komentarzach pod oryginalnym postem wyjaśnili dziennikarzowi, że to zwyczajna procedura, którą stosują wszystkie większe linie lotnicze. LOT nie jest więc jedynym przewoźnikiem działającym według tzw. reguły "no show". Wytknęli też Stanowskiemu, że mógł łatwo oszczędzić sobie nerwów i straty pieniędzy.
Wystarczyło jedynie, by zgłosił nieobecność żony i poprosił o tzw. "missed connection", dzięki czemu mogłaby ona bez problemu wsiąść na pokład powrotnego samolotu. Sam dziennikarz nie przyznał się na widok komentarzy do błędu i wciąż obstaje przy swoim, ale być może jego przykład posłuży kolejnym osobom będącym w podobnej sytuacji.