Ksiądz brał udział w pogrzebie Piotra Woźniaka-Staraka. Teraz przerywa milczenie!
Pogrzeb Piotra Woźniaka-Staraka (†39 l.) był sensacją i wywołał ogromne poruszenie. Niebawem minie rok od tego wydarzenia, a wciąż dowiadujemy się nowych rzeczy...
Blisko rok temu milioner wypadł ze swojej motorówki na jednym z mazurskich jezior.
Poszukiwania trwały kilka dni. W końcu odnaleziono ciało.
Pogrzeb Piotra odbył się w rodzinnej posiadłości w Fuledzie. Wywołało to skandal, bowiem w Polsce nie wolno chować zmarłych poza cmentarzami.
Do dziś trwa śledztwo prokuratury w tej sprawie, która chce ukarania Mirosława S., który przeprowadził ceremonię i złożył urnę z prochami producenta do grobu.
W pochówki brał udział także ksiądz Jerzy, proboszcz parafii pw. św. Jana Kantego w Kamionce.
Duchowny przerwał milczenie po roku i udzielił wywiadu "Faktowi". Zaskoczeń nie brakuje...
"Takiego pogrzebu, jak jestem księdzem, to nie widziałem. Poświęciłem urnę z prochami w domu i to chyba był najbardziej tradycyjny fragment tej uroczystości" - wyznaje.
Na tym nie koniec....
Śmierć Piotra była tematem numer jeden we wszystkich mediach. Ludzie rozmawiali głównie o tej tragedii. Nic więc dziwnego, że do Fuledy zjechał tłum paparazzich.
"Wokół posiadłości było mnóstwo paparazzich. Jeden z fotografów zrobił mi nawet zdjęcie. To była dla mnie absolutna nowość. W naszej małej wiosce to niebywałe" - opowiada.
Ksiądz nie ukrywa, że sama ceremonia miała mocno zaskakującą oprawę.
"Kiedy wyszliśmy z domu, naszym oczom ukazał się rząd luksusowych aut – jeepy, sportowe marki. Były to wszystkie auta śp. Piotra. Jego żona powiedziała nam później, że zostały specjalnie przywiezione na uroczystość, bo śp. Piotr je uwielbiał" - wspomina.
Duchowny dodał też, że zadziwiło go także zachowanie żałobników, którzy w jednym momencie zdjęli buty i za trumną podążali już boso.
***