Książę Filip: Za to go kochali i... krytykowali przez całe życie. Jego "wpadki" przechodzą do legendy
Śmierć księcia Filipa zasmuciła Brytyjczyków i fanów monarchii na całym świecie. Nic dziwnego - zmarł najdłużej służący małżonek głowy królewskiej w historii. Filip sympatię jednak zyskał nie tylko dzięki swojemu oddaniu służbie, ale przede wszystkim niepokornemu charakterowi i skłonnościom do zabawnych, czasami wpędzających go w niezłe tarapaty wpadek i gaf. Historia jego barwnych i niepoprawnych polityczne, czy wręcz obraźliwych cytatów jest niezwykle bogata i czasami aż ciężko uwierzyć, że członek rodziny królewskiej mógł coś takiego publicznie powiedzieć.
Postanowiliśmy przyjrzeć się najsłynniejszym i najbardziej komicznym wpadkom uwielbianego księcia Filipa.
Jedną z najbardziej kontrowersyjnych wypowiedzi Filipa, a na pewno taką, która w ostatnim roku najczęściej powracała jak bumerang, jest ta dotycząca jego pośmiertnych "planów". Ponad 30 lat temu książę w rozmowie z niemieckimi mediami miał ponoć powiedzieć, że jeśli jego reinkarnacja będzie miała miejsce, to chciałby wrócić jako "śmiertelny wirus, który pomoże w walce z przeludnieniem na świecie".
Nie powinno zatem nikogo dziwić, że po śmierci Filipa to ten cytat robił największą furorę wśród przeciwników monarchii, jak również fanów teorii spiskowych. Gdyby wczuć się w jego rodzaj żartu, można by powiedzieć, że ubiegł go koronawirus.
Największym źródłem zabawnych sytuacji były rzecz jasna publiczne wystąpienia, aktywności i spotkania np. z gwiazdami. O osobliwym poczuciu humoru Filipa przekonała się m.in. Cate Blanchett. Książę poprosił podobno australijską gwiazdę o pomoc w naprawie jego odtwarzacza DVD, bo "w końcu pracuje w przemyśle filmowym". Coś nam mówi, że brytyjski monarcha świetnie sprawdziłby się jako prowadzący "Familiady", bo z podobnego grypsu słynie przecież Karol Strasburger.
Nie zawsze jednak poznające księcia gwiazdy mogły liczyć na tak ciepłą i uprzejmą wymianę. W 1969 podczas Royal Variety Performance wystąpił m.in. dla przedstawicieli monarchii słynny Tom Jones. Filipowi nie przypadło chyba do gustu jego show i wokal, bo po koncercie zapytał wokalistę: "Czym przepłukujesz gardło? Kamieniami?". W kuluarach zaś miał wyrażać swoje wątpliwości co do sławy Jonesa. "Ciężko zrozumieć, dlaczego jest taki popularny. Śpiewa najbardziej ohydne piosenki" - wypalił do gości.
W 2002 z kolei, gdy usłyszał, że Madonna ma zaśpiewać na jednym z eventów utwór ze ścieżki dźwiękowej do filmu o Jamesie Bondzie, zapytał wprost: "Czy będziemy potrzebować zatyczek do uszu?". Auć!
Z tych anegdot w ogóle wyłania się obraz człowieka, który miał bardzo konkretny gust muzyczny i bardzo wrażliwe ucho. W 1999 roku, w trakcie spotkania, podczas którego grała orkiestra, a obok niej stały głuche dzieci, Filip miał powiedzieć do nich: "Nic dziwnego, że jesteście głuche, stojąc blisko tej muzyki". Wyobrażacie sobie oburzenie zgromadzonych?! Jakimś cudem jednak mało delikatnemu księciu wszystko uchodziło płazem.
Filip cieszył się ogromną sympatią swoich dzieci, wnuków i prawnuków, ale jeśli chodzi o kontakty z dziećmi czy nastolatkami w ogóle, można powiedzieć tylko, że bywało... niezręcznie.
W 2001 książę odwiedził studentów szkoły letniej organizowanej przez Salford University. Rozmawiając z uczniami o ich planach i marzeniach, doradził niezwykle empatycznie jednemu z 13-latków: "Jesteś za gruby, żeby zostać astronautą". Brytyjskie tabloidy nie doniosły jednak o reakcji chłopca.
Dobrze udokumentowano natomiast moment, w którym Filip spotkał się z Malalą Yousafzai, pakistańską ikoną aktywizmu i nastolatką, którą Talibowie próbowali zastrzelić, bo głośno opowiadała się za prawem kobiet i dziewczynek do dostępu do edukacji i szkolnictwa. Książę chciał najwyraźniej żartobliwie nawiązać do oświatowych ambicji Malali, więc podzielił się z nią refleksją, że "dzieci chodzą do szkoły, bo rodzice nie chcą ich w domu". Dziewczyna z niedowierzania i rozbawienia musiała aż zasłonić twarz.
Jeden z australijskich dzienników napisał o księciu, że "wrażliwość społeczna nie była jego najmocniejszą stroną". Trzeba przyznać, że to dość eufemistyczne określenie na momentami wręcz rasistowskie komentarze, które Filip wygłaszał przy najrozmaitszych okazjach. Na jego nieszczęście - najczęściej publicznie. W 1984 książę przyjmował prezent od kenijskiej kobiety, ale nagle w jego głowie pojawiła się, niestety wypowiedziana, wątpliwość...
Dwa lata później, gdy wraz z Elżbietą II odwiedził z wizytą Chiny i tamtejszych oficjeli, ostrzegł zgromadzonych, że jeśli zostaną tam zbyt długo, "będą mieli skośne oczy". Z kolei nieco ponad dekadę później uznał za stosowne z kolei zapytać studenta powracającego z podróży do Papui-Nowej Gwinei, czy udało mu się nie zostać tam... zjedzonym.
Nie oszczędzał też sąsiadów - w rozmowie ze szkockim instruktorem jazdy dopytywał o to, jak udaje im się trzymać Szkotów na tyle długo od alkoholu, że są w stanie zdać "prawko". Naraził się również Brytyjkom, gdy w 1966 oświadczył: "Brytyjskie kobiety nie potrafią gotować". Głośno marzył o wizycie w Związku Radzieckim, podkreślając jednak, że to kłopotliwe, bo "dranie wymordowali mi pół rodziny".
Można zadać pytanie, jak to możliwe, że ktoś z taką tendencją do wpadek i narażających monarchię na kłopoty wizerunkowe odzywek, cieszył się ogromną sympatią obywateli? Odpowiedź jest prosta - swojskość Filipa nadawała spiętej i poddającej się sztywnej etykiecie monarchii kolorytu i człowieczeństwa, nawet jeśli w mało szlachetnym wydaniu.
Miłość poddanych zapewnił też sobie bezkompromisowym oddaniem służbie i wsparciu Elżbiety II. Książę zwykł mówić, że jego pierwsza, drugą i ostatnią pracą jest "nie zawieść królowej". I jeśli rozliczać go z tego obowiązku, to spisał się bez zarzutu, będąc jej oparciem do samego końca.