Książę Harry i Meghan Markle: Niespodziewany zwrot akcji! Dostali bolesny cios od Amerykanów!
Meghan Markle (41 l.) i książę Harry (38 l.) tuż po pogrzebie królowej Elżbiety II rozpoczęli zmasowany atak na rodzinę królewską, zakrojony na dwa seriale i trzy tomy biografii Harry’ego. Wielu zaczyna się to mocno nie podobać i to nie tylko w Wielkiej Brytanii. Jak się okazuje, że nawet w przypadku amerykańskich mediów, które dotychczas niemal wyłącznie się nimi zachwycały, nastąpił niespodziewany zwrot akcji. Nie wróży to dobrze na przyszłość...
8 stycznia miną 3 lata, odkąd Meghan Markle i książę Harry ogłosili, że rezygnują z królewskich obowiązków i przywilejów i przeprowadzają się za ocean, gdzie liczą na święty spokój, z dala od wścibskiej brytyjskiej prasy, która im zatruwa życie.
Szczególnie cięta była na nią Meghan, która z reguły nie przepuszczała okazji, by się na nie poskarżyć.
Właściwie trudno jej się dziwić. Dziennikarze wykreowali ją na drugą najbardziej znienawidzoną osobę z brytyjskiej rodziny królewskiej.
W rankingu najbardziej nielubianych Windsorów znalazła się na drugim miejscu tuż za księciem Andrzejem, zamieszanym w aferę pedofilską i nielegalny handel bronią.
Harry’emu zaś medialna nagonka na żonę zaczęła przywodzić coraz silniejsze skojarzenia ze sposobem, w jaki światowa prasa zaszczuła jego mamę, księżną Dianę, prowadząc w konsekwencji do jej śmierci.
Po rezygnacji Harry’ego i Meghan z królewskich obowiązków, którą brytyjska prasa ochrzciła mianem „Megxitu”, para postanowiła zarabiać na życie uświetnianiem imprez i mizdrzeniu się do miliarderów podczas prywatnych kolacji.
Niestety, plany pokrzyżowała im światowa pandemia koronawirusa. Ledwo udało im się zarobić pierwsze pół miliona, a nastąpił "lockdown" i imprezy się skończyły. Na szczęście książęcą parą zainteresowały się wielkie korporacje medialne: Disney, Spotify i Netflix.
Za podłożenie głosu do dokumentu Disneya „Słonie” Meghan otrzymała 3 miliony dolarów, które obiecała przekazać fundacji Botswana Elephants Without Borders, ale na razie na obietnicach się skończyło.
Z serwisem Spotify Meghan podpisała umowę opiewającą na 99 milionów dolarów. Miała nagrać serię podcastów o stereotypach, które przeszkadzają kobietom w realizowaniu siebie. W praktyce wyszły rozmowy Meghan z jej bogatymi i wpływowymi przyjaciółkami o tym, jakie mają wyobrażenie o życiu kobiet, które nie mają tak uprzywilejowanej pozycji.
Trudno się dziwić, że przy takim ujęciu tematu, podcast Meghan regularnie spada w rankingach słuchalności serwisu Spotify.
Z kolei Netflix dał Sussexom możliwość opowiedzenia o swoim życiu i relacjach z brytyjską rodziną królewską w sześcioodcinkowym serialu dokumentalnym „Harry i Meghan”.
Po tym, gdy brytyjskie media doparzyły się wielu przekłamań i manipulacji w scenach, gdzie występuje tłum fotoreporterów, rzekomo ścigających książęcą parę, a w rzeczywistości zaproszonych na premierę drugiej części filmu „Harry Potter i Insygnia Śmierci’, która odbyła się 5 lat przed pierwszym spotkaniem Meghan i Harry’ego.
Nie bez echa przeszły kłamstwa Meghan na temat sposobu ubierania się w czasach, gdy oficjalnie należała do rodziny królewskiej.
Księżna szła w zaparte, że unikała wtedy kolorów, co nie było prawdą i jej rozmowy z Harrym w samochodzie na temat ścigających ich fotoreporterów, podczas gdy, jak okiem sięgnąć, żadnego nie widać.
Kiedy w drugiej części serialu pokazano scenę, w której książę Harry, krótko po wywiadzie dla Oprah Winfrey, rzekomo otrzymuje SMS-a od brata i stroi nad nimi miny, żali się żonie i narzeka na Williama, ale samej wiadomości nie pokazuje, pojawiły się podejrzenia, że serial „Harry i Meghan” zawiera przekaz skonstruowany specjalnie pod amerykańską publiczność.
Okazuje się jednak, że nawet Amerykanie mają dość Sussexów. W jednym z najpopularniejszych magazynów rozrywkowych w USA, mającym 117-letnią historię tygodniku „Variety”, ukazał się artykuł „It’s Well Past Time for Harry and Meghan 2.0” („Najwyższy czas na Harry'ego i Meghan 2.0”) autorstwa cenionego dziennikarza, a zarazem prezesa Variety Intelligence Platform, Andrew Wallensteina.
Jak daje do zrozumienia w swoim felietonie, Meghan i Harry popełniają szkolne błędy, nie tylko przez to, że sami się podkładają, kłamiąc publicznie i licząc, że się nie wyda, lecz także w budowaniu swojej strategii marketingowej:
"Szokujące fakty o rozstaniu z rodziną królewską wkrótce się wyczerpią. Zajeżdżają tego konia na śmierć. Może w końcu odesłać rumaka na biegunach do serwisu w fabryce. Ich planem zawsze było, aby przyciągnąć widzów łzawą historyjką i zatrzymać ich uduchowionymi treściami. To jednak bardzo chwiejna strategia, biorąc pod uwagę, że publiczność nie jest zainteresowana niczym, co Harry i Meghan mają do powiedzenia, o ile nie jest to plotka z pałacu".
Meghan i Harry mogliby potraktować artykuł Wellsteina jako zbiór pożytecznych rad i wskazówek, jednak znając ich, pewnie uznają to za kolejny niesprawiedliwy atak.
A szkoda, bo rzeczywiście są niebezpiecznie bliscy "przegrzania" tematu, zwłaszcza że na początku przyszłego roku ma się ukazać pierwsza z trzech części autobiografii Harry’ego oraz kolejny serial Netfliksa "Live to Lead".
Zobacz też:
Harry i Meghan wykorzystują własne dzieci? Mocne oskarżenia pod adresem łasych na uwagę Sussexów
Meghan Markle uderzyła w policjantów. W odpowiedzi zarzucają jej kłamstwo i robienie afery z niczego
Meghan i Harry w nowym dokumencie Netflixa. Jest data premiery