Książę Mateusz z "Akademii pana Kleksa" po latach. Co robi dzisiaj?
Adam Probosz (47 l.) zagrał w "Akademii Pana Kleksa" i ponad trzydziestu innych produkcjach. Po tym, jak urodziła mu się córka, rzucił karierę aktorską.
Dziś jest jednym z najlepszych specjalistów od kolarstwa. Od ponad piętnastu lat komentuje tę dyscyplinę na antenie Eurosportu.
- Potrafię godzinami oglądać peleton, a moją pasję podziela córka Alicja i żona Monika. Zresztą żona jest moim pierwszym i najważniejszym recenzentem. Kiedy zaczynałem pracę w Eurosporcie, siedziała przed telewizorem i spisywała na kartce wszystkie moje potknięcia. Teraz, kiedy mam wyjątkowo udany wieczór, czeka na mnie z kieliszkiem martini - mówi Adam.
Choć aktorstwo towarzyszyło mu od dzieciństwa, nie żałuje, że ta przygoda to już przeszłość.
Już jako trzylatek stanął na scenie razem ze swoimi starszymi braćmi: Markiem i Piotrem, i zagrał w teatrze baśni w Żorach.
Pięć lat później dowiedział się o naborze chłopców do serialu "Gazda z diabelnej".
- Tata zadzwonił, żeby dowiedzieć się, czy wystarczy telefoniczne zgłoszenie. Przedstawił się z nazwiska, a w odpowiedzi usłyszał od reżysera: "Niestety, księże proboszczu, trzeba przyjechać z synem" - śmieje się aktor.
Był Księciem w "Akademii Pana Kleksa", pojawił się też w serialu "Jan Serce" czy filmie "Czerwone węże", a przez kolejne dziesięć lat zagrał w ponad dwudziestu produkcjach.
- Wyjazdy na plan kolidowały z nauką, bywało, że miałem opuszczonych 360 godzin lekcyjnych. Rodzice postawili mi warunek, że jeżeli zawalę szkołę, przygoda z filmem definitywnie się skończy - mówi.
Za zarobione pieniądze mógł jednak sprawić im radość i zafundować niezapomniane wczasy w Jugosławii. Potem wyjechał do Stanów Zjednoczonych, urodziła mu się córka.
- Wróciłem do Polski i poszedłem na casting. Nagle okazało się, że jest tam 300 osób i to nie tylko aktorów, ale też amatorów, modeli. I odechciało mi się. Zresztą kiedy urodziło mi się dziecko, zrozumiałem, że nie chcę więcej czekać, czy zadzwoni telefon z propozycją. Wolałem wziąć los w swoje ręce - podkreśla Probosz.
Poszedł do redakcji Eurosportu i opowiedział o swojej wielkiej miłości do kolarstwa, którą zaraził go brat Marek, pięciokrotny mistrz Śląska.
- Przed zawodami czyściłem mu rower, wyrzucano mnie też z lekcji za słuchanie ze słuchawką w uchu radiowych relacji z Wyścigu Pokoju. Zdarzały się i wagary, bo chciałem posłuchać transmisji z zawodów - śmieje się.
Spodobał się i z dnia na dzień trafił na antenę. Obycie z kamerą pomaga mu w pracy. Ale nie boi się też innych wyzwań.
- Byłem już palaczem, sprzedawałem książki, pracowałem na budowie. Zawsze sobie poradzę - kwituje.