Kurzajewski stracił cierpliwość. Nasłał policję na Paulinę Smaszcz. Ona tak się tłumaczy!
Maciej Kurzajewski (49 l.) postanowił ostro zareagować na zaczepki ze strony byłej żony. Po tym, gdy pod jego nieobecność wybrała się do jego schorowanej mamy i oskarżyła go o zaniedbywanie psa, zgłosił sprawę na policję. Komisariat w Wesołej otrzymał zawiadomienie o naruszeniu miru domowego.
Maciej Kurzajewski i Paulina Smaszcz przeszło 3 lata temu podjęli decyzję o rozwodzie. Pozew złożyła małżonka, rozczarowana, jak sama potem wyjaśniła w książce "Bądź Kobietą Petardą! Jak zająć się sobą i żyć świadomie” postawą Kurzajewskigo po tym, gdy zdiagnozowano u niej problemy onkologiczne, w wyniku których przejściowo straciła władzę w nodze. Jak ujawniła, kiedy uświadomiła sobie, że nie może liczyć na męża, uznała, że ich związek nie ma już sensu.
Po rozwodzie każde z nich zajęło się swoim życiem i wydawało się, że nie zamierzają sobie wchodzić w drogę, aż Kurzajewski zaczął sobie układać życie z Katarzyną Cichopek. Na ujawnienie nowego związku Paulina zareagowała nerwowo.
Gdy w październiku zamieścili zdjęcia ze wspólnej wycieczki do Izraela, zabrała głos, dając do zrozumienia, że jego romans z Cichopek trwa od 2019 roku, gdy spotkali się na planie „Czaru par”. Katarzyna i Marcin wystąpili wtedy jako idealna para, a wywiad z nimi przeprowadzał Kurzajewski.
W pełnych goryczy wpisach Smaszcz wypomniała Maciejowi, że był fatalnym mężem, który nigdy nie zabierał jej na żadne wycieczki, a także kiepskim ojcem, co zresztą, jak daje do zrozumienia, zostało mu do dziś. Przy okazji oberwało się wszystkim, którzy radzili Paulinie, by przestała się kompromitować, między innymi Iwonie Pavlović i Izabeli Janachowskiej, w przypadku której w medialną awanturę zostali wciągnięci także mąż i synek.
W swoim oficjalnym oświadczeniu Paulina upiera się, że jest jedyną osobą, która w tej sytuacji ma rację, chociaż wszyscy, oprócz jej najbardziej zagorzałych fanek, są przeciwnego zdania:
"Dyskurs medialny wygląda tak, że ja jako była żona jestem wiedźmą, mściwą i agresywną, a on milczący rozgrywający dobrem i miłością były małżonek. Niestety, tak nie wygląda rzeczywistość i fakty. Teraz już czas stanąć wyłącznie w obronie prawdy i zawalczyć, by moi synowie otrzymali to na co zapracowałam przez wiele lat, bo pracuję ciężko od 16. roku życia, a mój były mąż wiążąc się ze mną nie posiadał nic. Przez ostatnie miesiące pod kątem życia i prawa obowiązującego w Polsce, okazał się osobą, której w ogóle nie znam. Zawiódł całą rodzinę i naszych przyjaciół. Nikt mu już nie wierzy".
Pomijając już, czy Smaszcz ma rację, czy nie ma, najważniejsze w obecnej chwili jest to, że Kurzajewskiemu uwierzyła policja w Wesołej. Na komisariat tej podwarszawskiej miejscowości wpłynęło zawiadomienie o naruszeniu miru domowego przez byłą żonę, która pod nieobecność Kurzajewskiego nachodziła w domu, który przypadł mu w wyniku podziału majątku, jego schorowaną mamę.
74-letnia Teresa Kurzajawska, chora na cukrzycę, od pewnego czasu mieszka w domu syna w Starej Miłosnej. Wprowadziła się razem z psem, owczarkiem niemieckim imieniem Bono, który formalnie należy do Kurzajewskiego, jednak przejściowo został powierzony opiece jego mamy.
I właśnie w sprawie psa Smaszcz złożyła byłej teściowej niezapowiedzianą wizytę. Potem ogłosiła, że Kurzajewski pozbył się psa, co okazało się nieprawdą. Bono towarzyszył Maciejowi w studiu „Pytania na śniadanie”. To przelało czarę goryczy. Kurzajewski ujawnia w rozmowie z „Super Expressem, że, po konsultacjach z bliskimi, zgłosił sprawę na policję:
"Potwierdzam, to prawda. To jest tak bolesne dla całej mojej rodziny, że nie będę tego komentował. Proszę nas zrozumieć".
Smaszcz, oczywiście, zapamiętała to zupełnie inaczej. Jak zapewnia w rozmowie z tabloidem, nie było to żadne nachodzenie, bo dom w Starej Miłosnej za czasów małżeńskich należał w części do niej:
"Nie byłam nigdy u jego mamy. Byłam po pierwsze w moim byłym domu, a obecnie Maćka domu. Z jego mamą bardzo miło rozmawiałam. To jest bardzo miła starsza pani. Na koniec pożyczyłyśmy sobie zdrowia i ucałowałyśmy się… To było bardzo miłe spotkanie. Stanowczo zaprzeczam doniesieniom Macieja Kurzajewskiego, że nachodzę nasze byłe miejsce zamieszkania i jego mamę oraz moją byłą teściową, która przebywa w domu mojego byłego męża. Z moją byłą teściową Teresą Kurzajewską pozostaję w pozytywnych relacjach. Na posesji domu Macieja Kurzajewskiego byłam tylko raz, na prośbę moich synów, by sprawdzić czy pies BONO po wydaniu go przez Macieja wrócił jednak do domu" - wyznała "Super Expressowi".
W swoim oficjalnym oświadczeniu, które mogłoby być dużo krótsze bez utraty przekazu, Smaszcz powtarza swoją wersję wydarzeń, do których doszło tydzień temu na terenie posesji w Starej Miłosnej, która po rozwodzie przypadła Kurzajewskiemu:
"Z moją byłą teściową rozmawiałam bardzo miło i przyjaźnie, a na koniec ucałowałyśmy się życząc sobie zdrowia, ponieważ mama Maćka opowiedziała mi o swoim wypadku, który miał miejsce podczas nieobecności Macieja w Polsce. Zaoferowałam swoją pomoc i troskę (…). Kłamstwa Macieja, manipulacje, oszczerstwa, tylko po to by obronić swój kłamliwy wizerunek medialny oraz walkę o pieniądze, osiągnęły szczyt. Nie dam okraść moich synów i przyjmując wszystkie najgorsze obelgi i kłamstwa, które są wypowiadane na mnie za plecami, przez pseudoinformatorów, pseudo jego znajomych, pseudopopleczników, przyjmuję z godnością i biorę je na siebie. Ja przynajmniej mówię o tym co się dzieje głośno, nie kłamiąc i nie manipulując (…) Chcę żyć według własnego systemu wartości i dbać o swoje upadające zdrowie, bo chcę być wsparciem dla synów i ich partnerek oraz przyszłych wnuków, mojej Mamy oraz kobiet, które mnie potrzebują".
Zobacz też:
Paulina Smaszcz podupadła na zdrowiu. Traci panowanie nad mową! Objawy pojawiły się nagle
Smaszcz publikuje WREDNY komentarz o Cichopek! "Pani piękna, Kaśka kurczak"
Paulina Smaszcz o ciężkich chwilach po rozwodzie