Kuszyńska: Już się nie boję
Monika Kuszyńska miała 26 lat, gdy jej świat legł w gruzach. W wyniku wypadku została sparaliżowana od pasa w dół. Uczyła się życia na nowo - zaczęła śpiewać, wyszła za mąż, wzięła udział w "Bitwie na Głosy". Wróciła z solową płytą "Ocalona". Znów jest nie do pokonania!
Ta płyta to pani powrót po latach nieobecności na scenie. Czy jest trochę jak manifest?
Monika Kuszyńska: - Mój powrót odbywał się stopniowo. Wydanie płyty jest zwieńczeniem tego, co się działo u mnie w ostatnich latach, kulminacyjnym momentem. Płyta to bardziej opowieść o ludziach, którzy tak jak ja otarli się o śmierć. O tych, którzy z jakiegoś powodu zostali zawróceni z drogi na drugą stronę i dostali nową szansę. To nie tylko moja historia, ale wielu osób, które w ostatnim czasie poznałam.
Co dodawało pani sił do walki, gdy przychodziły chwile zwątpienia?
M.K.: - Chwile zwątpienia są naturalne w takiej sytuacji, towarzyszą mi do dziś, choć przychodzą znacznie rzadziej. Sił dodawała mi wiara w to, że wszystko ma sens i prowadzi mnie w dobrą stronę. Miałam też wokół siebie ludzi, którzy mnie wspierali każdego dnia i nie pozwalali poddać się słabości.
Marzenia to...?
M.K.: - Tęsknota za czymś czego pragniemy, często za czymś odległym. Moje marzenia właśnie się spełniają, dlatego cieszę się tym, co mam tu i teraz. Rzadko odpływam w nierealny świat.
Jakie bariery jeszcze zostały pani do pokonania?
M.K.: - Wiele już pokonałam, ale też mam świadomość, że wciąż rodzą się nowe. Na szczęście umiem już z nimi wygrywać, dlatego nie boję się. Dopóki są przy mnie moi bliscy, czuję się bezpieczna.
A dziś? Jakie ma pani plany życiowe i zawodowe?
M.K.: - Nie planuję życia. Poddaję się temu co niesie i ufam, że wszystko będzie tak, jak ma być.
Rozm.: M. Dąbrowska
(27/2012)