Łączyło ich wielkie uczucie, ale zdradzali się na potęgę. "Trochę współczułam jego adoratorkom"
To, że mąż nie jest wierny Annie Milewskiej, wiedzieli wszyscy ich znajomi. Mało kto natomiast zdawał sobie sprawę, że aktorka też ma swoje za uszami. Dopiero po śmierci Andrzeja Zawady wdowa po słynnym himalaiście wyznała, że przyprawiała mu rogi. "To były zdrady kontrolowane" - stwierdziła.
Anna Milewska i Andrzej Zawada szli razem przez życie prawie pół wieku - od 1953 roku aż do śmierci himalaisty w 2000 roku. Uchodzili za bardzo zgodne małżeństwo, choć nie było tajemnicą, że mąż nie potrafi dochować aktorce wierności, a wręcz zdradzał ją na potęgę.
"Andrzej miał w życiu dwie pasje: góry i kobiety. I z żadnej z nich nie zamierzał rezygnować. Zarzucano mi, że jestem zbyt tolerancyjna. Uważałam jednak, że mąż jest tak fascynujący, atrakcyjny i charyzmatyczny, że nie wolno mi go zatrzymywać wyłącznie dla siebie" - stwierdziła w książce "Życie z Zawadą".
Od świadomości, że mąż pozwala sobie na skoki w bok, ważniejsza dla Anny Milewskiej była pewność, że zawsze do niej wróci. Cierpliwie więc na niego czekała, gdy wdawał się w kolejne romanse. Uważała, że jeśli ograniczyłaby mu swobodę, mógłby odejść od niej na dobre.
"Ja byłam tą pierwszą, tą jedyną. Byłam pewna swoich i jego uczuć. Nawet trochę współczułam jego adoratorkom, bo były na pozycji z góry przegranej" - napisała w autobiografii.
Dopiero kilka lat po śmierci Andrzeja Zawady wdowa po nim przyznała, że nad ich związkiem często zbierały się czarne chmury, bo nie tylko jej mąż szukał namiętności i uciech cielesnych poza domem.
"Kochałam męża. Po prostu. Miłość z jego strony też była, mimo że ani ja, ani on nie byliśmy święci. Zdarzały się nam przygody, ale z mojej strony była pewność, że nigdy się nie rozstaniemy. Głęboka pewność" - powiedziała autorowi książki "Zapatrzeni".
"Nasze życie małżeńskie wcale nie było lukrowane, ale po zacięciach, niepokojach i rozterkach trwało. I to jest chyba najważniejsze" - wyznała Michałowi Góralowi.
Anna Milewska nie kryje, że pozwalała sobie na romanse z pełnym przekonaniem, że nie mają one najmniejszej szansy przekształcić się w poważny związek.
"Moi partnerzy byli żonaci i obustronnie nie dążyliśmy do wzajemnych zobowiązań. To były zdrady kontrolowane" - powiedziała "Dobremu Tygodniowi", dodając, że jej mąż wiedział o jej przelotnych miłostkach i nie miał nic przeciwko nim.
93-letnia aktorka, którą na ekranie oglądaliśmy ostatnio w 2019 roku jako panią Olgę w kilku odcinkach "M jak miłość", od paru lat zajmuje się porządkowaniem spuścizny po Andrzeju Zawadzie.
"Co z tym wszystkim zrobić? Za dużo gadżetów, pamiątek, a zwłaszcza za dużo wspomnień. Uważam, że człowiek ma za dużo nieuporządkowanych wspomnień. Nie wszystkie są godne zachowania" - stwierdziła w rozmowie z "Dobrym Tygodniem".
Anna Milewska często myśli o chwili, gdy spotka się z mężem w życiu po życiu. Mówi, że przygotowuje się już do tego, ale wcale niespieszno jej odchodzić z tego świata.
"Moje życie ciągle trwa. Zamknięte jest życie z moim mężem. Już niedługo jednak znów będziemy z Andrzejem. Jeśli nie razem, to przynajmniej obok siebie" - powiedziała katolickiemu tygodnikowi, dodając, że zapisała w testamencie, iż chciałaby, aby urna z jej prochami spoczęła w grobie, w którym pochowany jest Andrzej Zawada.
Źródła:
1. Książka A. Milewskiej "Moje życie z Zawadą", wyd. 2009.
2. Książka M. Górala "Zapatrzeni", wyd. 2010.
3. Artykuł "Nierozerwalna więź", "Dobry Tydzień", styczeń 2024.
Zobacz też:
Harry i Meghan Markle stracą kolejne źródło dochodu? Najpierw Spotify, teraz Netflix
Joanna Koroniewska żartuje z bezrobocia męża. Teraz to ona rządzi w domu
"Taniec z Gwiazdami". Sława Przybylska nową uczestniczką show?