Latające biustonosze, autografy na dekoltach. Łukasz Golec nie może opędzić się od fanek!
Łukasz Golec (40 l.) to chodzący ideał mężczyzny? Za takiego uznaje go żona Edyta, skrzypaczka zespołu Golec uOrkiestra. Ale nie tylko ona. Bo lider góralskiej kapeli wciąż budzi zachwyt płci pięknej.
Łukasz Golec wchodzi w piątą dekadę życia w rytmie góralskiej muzyki. I wbrew mijającemu czasowi, coraz bardziej podoba się kobietom. Ale nawet najpiękniejsze fanki nie mają u niego szans. Tę swoją jedyną znalazł już dawno.
"To fantastyczny muzyk i facet". Tak zareagowały moje koleżanki, kiedy dowiedziały się, że będziemy rozmawiać. Jest pan przyzwyczajony do komplementów?
Łukasz Golec: - Jestem typem faceta, który lubi być komplementowany... Zresztą, proszę mi wskazać mężczyznę, który nie lubi? (śmiech). Oczywiście kiedy jest to szczere i w pełni zasłużone, wtedy smakuje jeszcze lepiej. A przy okazji - proszę pozdrowić koleżanki!
Fanki okazują sympatię?
- Przez te 16 lat na scenie spotykaliśmy się z różnymi dowodami sympatii. Począwszy od latających na scenę biustonoszy, przez podpisywanie autografów na dekoltach, skończywszy na wyznaniach miłosnych. Najważniejsze jest jednak to, że nie tylko ja jestem obiektem ich sympatii. W większości przypadków dziewczyny cenią sobie naszą twórczość i to daje mi ogromną satysfakcję.
Jak żona reaguje na te dowody sympatii? Spotykacie się razem na scenie. To pomaga związkowi?
- Edytka nie ma powodów do obaw. Wbrew pozorom, jestem w pełni przekonany, że to przyczynia się do wzmocnienia więzi. Łączy nas wspólna pasja, wyzwania, przygody, inspiracja i adrenalina. Podczas naszych wyjazdów koncertowych mamy czas dla siebie, bo w domu, w natłoku obowiązków, często mijamy się w korytarzu.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Zostając przy temacie komplementów, często obsypuje pan nimi żonę?
- Nieustająco. Jest tego warta!
Jakim prezentem obdarował pan ostatnio swoją ukochaną?
- Podarowałem jej wyjątkowy, haftowany góralski płaszcz.
A czym ona zaskoczyła pana?
- Edytka to niezwykle niespokojna dusza, ciągle czegoś poszukuje, do czegoś dąży. Zaskakuje mnie praktycznie każdego dnia. Ostatnio dostałem od niej replikę spinki cieszyńskiej - to męska biżuteria, misternie wykonana. Lubię takie gadżety.
Bywają państwo romantyczni? Czy może romantyzm jest wam obcy?
- O ile można powiedzieć, że górale są romantyczni, to zdarza się nam zjeść kolację przy świecach, czy wypić lampkę winka przy blasku księżyca. Cenimy sobie takie chwile, bo są niezwykle rzadkie.
Nawet przy trójce dzieci potrafią państwo znaleźć czas tylko dla siebie?
- Najczęściej kiedy wyjeżdżamy w trasę... Pomimo obowiązków zawodowych po koncercie mamy chwilę dla siebie. A w domu możemy spokojnie porozmawiać dopiero kiedy dzieci już śpią.
Jakie są pana dzieci? Opowie mi pan o nich?
- Moje dzieci są cudowne, to najlepsze co mogło mi się przytrafić w życiu. Ale są już na tyle duże, że mają własne zdanie i odrębność. Ostatnio prosiły mnie, abym nie chwalił się nimi na łamach prasy. Dlatego szanuję ich prośbę.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Widzi pan w nich siebie?
- Tak, widzę w nich siebie kiedy byłem dzieckiem. Ta sama zadziorność, upór i zamiłowanie do psot, chęć rywalizacji i taka dziecięca naiwność, z której niestety do tej pory nie wyrosłem...
Jak najchętniej spędzacie razem czas?
- Różnie. Zależy od okoliczności. Ale zawsze aktywnie: piłka nożna, basen, narty. Czasem kino, koncert i wycieczki do pobliskiego lasu.
Jest pan jednym z tych nowoczesnych ojców, do których dzieci mówią po imieniu?
- Nie, raczej jestem tradycjonalistą. Tata to tata. I chociaż zależy mi na przyjacielskich relacjach z nimi, to jednak nie wierzę, abym na tym etapie mógł zastąpić im kumpla jakim jest np. ich rówieśnik.
Dla dzieciaków ma pan wystarczająco dużo czasu?
- Akurat tego to zawsze mamy za mało.
Zastanawia się pan kim będą w przyszłości?
- Mam nadzieję i życzę im tego, aby wykonywały zawód, który dostarczy im wiele satysfakcji. Jak chyba każdy ojciec chciałbym, aby były szczęśliwe.
Taka rodzicielska odpowiedzialność nie jest męcząca?
- Absolutnie. To słodkie jarzmo. Ojcostwo to wyzwanie, ale również radość. Dzieciaki dają niezłego kopa, motywują i sprawiają, że życie jest ciekawsze.
A kiedy pan po raz pierwszy poczuł się dorosły?
- Kiedy jako licealista zostałem ojcem chrzestnym mojej bratanicy. Pamiętam, że dumna mnie rozpierała. Teraz ona jest już dorosłą kobietą. Mam nadzieję, że czuje, że trafiła na dobrego chrzestnego...
Za czym z dzieciństwa najbardziej pan tęskni?
- Za bieganiem po lesie, za beztroską, szaleństwem pomysłów, za zapachem siana i smakiem kwaśnicy, kiedy było świniobicie... Za opowieściami wojennymi taty, za jego ciepłem i miłością jaką nas obdarzał. Za troską babci Helenki i jej cichymi pacierzami. Za ludźmi, którzy już odeszli...
Miał pan jakieś oczekiwania co do "dorosłości"?
- Zawsze chciałem grać i sprawiać radość innym. Mieć kochającą żonę i szczęśliwą rodzinę. Myślę, że wygrałem niezły bonus od losu - oby to trwało wiecznie (śmiech).
Jest pan typem, który goni, czy takim, który ucieka?
Zależy od sytuacji, ale myślę, że bardziej typem goniącego. Wciąż inspirują mnie nowe rzeczy, sytuacje, ludzie. To nie daje spać i zmusza do pisania piosenek. A uciekam tylko wtedy, gdy żona zmusza mnie do sprzątania...
A do czego jeszcze teraz dąży pan w życiu?
- Mam kilka określonych celów, ale myślę, że w tym wszystkim nie chodzi o ich osiągnięcie, ale o drogę, jaką trzeba przejść, aby do nich dojść. To ona rozwija mnie jako muzyka i człowieka. A jeśli przy okazji uda się zadowolić, poruszyć słuchaczy - to wtedy moje szczęście jest pełne. Prywatnie zaś wciąż jestem otwarty na to, co życie mi przynosi. Nie oczekuję zbyt wiele i jestem wdzięczny Bogu za to co mam.
Rozmawiała Alicja Dopierała